Jakby to powiedzieć...
W najbliższym czasie nie przeczytacie sobie zbyt wiele. Chyba...
Są dwa powody.
Po pierwsze jestem zaganiana do nauki...
Ta...
Po drugie, mój Wen jest na mnie śmiertelnie obrażony, więc...
Nie ma na co liczyć.
Żegnam się z Wami (Tylko na trochę!) drodzy Przyjaciele.
Pogrążona w żałobie Artemida...
W końcu urlop!
Yeah!
Time flies faster
Co zrobić, gdy życie rozpada ci się na kawałki? Jak je poskładać z powrotem i żyć dalej, mimo bólu? Takie pytania zadaje sobie 17 letni Alex. Sądzi,że jego życie straciło sens. Czy aby na pewno?
sobota, 16 maja 2015
piątek, 1 maja 2015
Zaginął!
Poszukiwany!
Wen na wolności!
Wredny, złośliwy i irytujący.
Lat niewiele.
Złośliwe ogniki w oczkach, uśmiech Jokera, rogi i ogon.
Jednym słowem diabeł wcielony.
Zniknął dnia 28 kwietnia, wyszedł z domu i nie wrócił.
Znalazcę proszę o pilny kontakt z opiekunką.
Z góry dziękuję, za wszelkie informacje dotyczące jego aktualnego miejsca pobytu.
Wkurzona Artemida.
sobota, 25 kwietnia 2015
Rozdział 7
- Andy! Nisko na nogach, nisko! I przestań się tak szczerzyć!
- Panie trenerze, czemu pan nie ćwiczy?
- Pięć kółek wokół sali Luke!
- Tak jest panie trenerze!
Chris westchnął głęboko, modląc się o cierpliwość do tych patafianów.
W myślach klął na trenera i obiecywał sobie, że już nigdy nie da się wkręcić w zastępowanie go.
Po chwili westchnął ponownie, bo uświadomił sobie, że nie ostatni raz to robił. Był tego pewien, gdyż, jako kapitan drużyny, nie mógł pozwolić, by wypadli z formy przez niewystarczającą ilość treningów.
Powód nieobecności trenera był prosty.
Dwa dni wcześniej został ojcem cudnej Gwendolyn i nie miał głowy do treningów, a Chris, jako kapitan zgodził się przejąć jego obowiązki.
- Dobra chłopaki, koniec tej dziecinady! Jesteśmy mistrzami, a ja nie mam zamiaru nikomu oddawać naszego pucharu, więc weźcie się do roboty!
Andy podszedł do kumpla, pochylił się w jego stronę i teatralnych szeptem powiedział:
- Nie wiem czy wiesz, ale duch trenera w ciebie wstąpił i teraz nawet gadasz jak on.
Wszyscy obecni na sali usłyszeli jego słowa i momentalnie zaczęli się śmiać, znając charakter ich trenera.
Jedyną osobą, której nie było do śmiechu był Chris.
Chłopak rzucił kumplom oschłe spojrzenie, a później przydzielił karne okrążenia.
Podczas, gdy drużyna odbywała karę, Chris przypomniał sobie kiedy przyszedł na ostatni trening, a jego koledzy prawie go nie poznali.
Prychnął rozbawiony, na wspomnienie kumpli, ich wybałuszonych oczu i ust otwartych ze zdziwienia.
Śmiech zamarł na jego ustach, gdy zakręciło mu się w głowie.
Już po chwili poczuł, że coś jest nie tak.
Serce biło mu dwa razy szybciej, miał problem ze złapaniem oddechu, a na dodatek jego wzrok stawał się rozmyty.
Żadne dźwięki nie docierały do jego świadomości.
Usłyszał krzyk.
Rozdzierające, rozpaczliwe wołanie o pomoc.
Obrócił się by poznać źródło owego hałasu, lecz po chwili zorientował się, że to właśnie on krzyczy.
Żebra bolały go niemiłosiernie, ale to nie ból go zszokował.
Zdezorientowany, popatrzył na sylwetkę chłopaka siedzącego obok niego. Blondyn nie ruszał się, nie oddychał. Jego twarz wyglądała przerażająco, cała zakrwawiona, blada i taka...nieżywa.
Poczuł mdłości na myśl, że osoba obok niego jest martwa.
Po raz kolejny usłyszał ten głos.
Swój głos.
Mówił o jakimś chłopaku, jednak nie był w stanie usłyszeć jego imienia.
Błagał chłopaka o to, by ten go nie zostawiał, nie przestawał płakać.
Chris nie kontrolował słów, które wychodziły z jego ust, czuł jak gdyby on ich nie wypowiadał.
Po pewnym czasie nie miał już siły krzyczeć, więc tylko szlochał, gdy poczuł, że ktoś szarpie go za ramię i woła jego imię.
Otworzył oczy i powiódł nieprzytomnym spojrzeniem po osobach nad sobą.
W pierwszej chwili mocno się przestraszył, lecz zaraz zrozumiał, że znowu mu odbija i to nie w nocy.
Nad nim z troską i przerażeniem wymalowanymi na twarzy stał Andy, a za nim stała reszta drużyny, również z zaniepokojeniem na twarzy.
Pierwszą osobą, która odważyła się przerwać milczenie był Andy.
Szybko doskoczył do przyjaciela i nie słuchając, co ten ma mu do powiedzenia, zaczął sprawdzać czy nic mu się nie stało.
Chrisa zdenerwowało zachowanie Andy'ego, wiedział, że ten się martwił, ale to nie był powód, by zachowywać się w stosunku do niego niczym nadopiekuńcza kwoka. Nie był dzieciakiem.
Na dodatek nie musiał go zawstydzać przy kumplach z drużyny.
Gdy odsuwanie się z zasięgu rąk przyjaciela nie pomagało, Chris nie wytrzymał:
- Andy! Dzięki za tę troskę, ale przeżyję...
Kiedy wypowiedział te słowa w jego głowie pojawił się obraz trupio-bladego blondyna.
Gwałtownie zbladł i głośno przełknął ślinę, co nie umknęło uwadze jego przyjaciela.
- Chris, to przestaje być zabawne, dasz radę dojść do domu?
Chłopak niepewnie pokiwał głową.
Andy przejął dowodzenie.
Odwrócił się w stronę kumpli i powiedział:
- Chłopaki, sądzę, że dalszy trening nie ma większego sensu. Mam nadzieję, że to czego świadkami byliście nie wyjdzie poza nasze grono. Okay?
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, prawie wszyscy...
- Ale...
- Luke, wiem, że się martwisz, ale niepotrzebnie.
- Gdyby coś było nie tak, dasz nam znać, okay?
- Będziesz jedną z pierwszych osób, które się dowiedzą. A teraz przepraszam, ale musimy już iść.
- Uważajcie na siebie.
- Będziemy, pa.
Wyszli z budynku, Chris trochę niepewnie, opierając się o Andy'ego, który niósł ich torby ze strojami do siatkówki. Na szczęście, ich sierociniec znajdował się tylko kilka przecznic dalej. Andy nie wyobrażał sobie, by udało im się przejść więcej niż to.
Po najdłuższych 15 minutach w życiu Chrisa, wreszcie doszli na miejsce.
Pani Julia, gdy tylko ich zobaczyła, przeraziła się niemal na śmierć.
Gdy ją uspokoili, usiedli na kanapie, z herbatą grzejącą ich w ręce, a Andy szybko opowiedział o nagłym zasłabnięciu przyjaciela.
Po chwili oboje patrzyli na Chrisa, oczekując od niego odpowiedzi.
- Ja naprawdę nie wiem, czemu to się stało. Poczułem mocny skurcz, gdzieś w okolicach serca, a potem...
Potem opowiedział po kolei, co tak naprawdę się wydarzyło.
Andy dodał parę groszy od siebie, wspominając o jego nocnych koszmarach i opisując ich przebieg.
Kończąc swoją opowieść, Chris odważył się wypowiedzieć myśli, które przez cały czas krążyły po jego głowie.
- Wydaje mi się, że to zdarzyło się naprawdę, że ten chłopak naprawdę nie żyje.
Andy zadał pytanie, które budziło jego wątpliwości.
- Ale czemu to widziałeś? Jeszcze mi powiedz, że widziałeś to oczami pasażera, to chyba padnę na miejscu.
- Ja nie wiem, czemu to widziałem. Za to wiem, że to wydarzyło się naprawdę. Poza tym, czuję dziwną więź z tym chłopakiem. Ja...ja patrzyłem jego oczami.
- Skąd wiesz, że to był chłopak?
- Czuję to.
- Oczywiście, a zaraz usłyszę, że jesteś medium.
- Chłopcy dość! Myślę, że mam dobre wyjaśnienie tej sytuacji - do akcji wkroczyła pani Julia, wiedząc jak potrafią wyglądać kłótnie między tą dwójką.
Nie miała ochoty ich rozdzielać.
Czuła, że to najwyższa pora by wyznać informacje, o których wiedziała od tak dawna, a które tak bardzo jej ciążyły.
Chłopcy, słysząc poważny i smutny ton opiekunki popatrzyli na nią ze zdziwieniem. Zwykle była bardzo pogodną osobą i nie potrafili zrozumieć, co mogło zasmucić ją do tego stopnia.
Kobieta głęboko westchnęła, po czym zaczęła mówić:
- Chris, w dniu, w którym cię poznałam, byłeś malutkim szkrabem, zawsze roześmianym, tak bardzo radosnym. Jednak byłeś wątłego zdrowia, lekarz nie dawali ci zbyt dużych szans na przeżycie. A ty stoisz tu przede mną tak samo radosny i uśmiechnięty jak wtedy. Traktuje cię jak syna. Ciebie Andy także uważam za swoje dziecko. Wracając do historii, osoby, które cię oddały, nie chciały podać swoich danych, powiedzieli jedynie o tym, jak się nazywasz, że chorujesz i...
- I? Pani Julio, co jeszcze mówili?
- Mówili...mówili, że masz rodzeństwo, brata.
- Ja...ja mam brata?
- Tak, masz. Bliźniaka.
- Że co?! Nie, to niemożliwe!
Chris wstał i zaczął niespokojnie chodzić po pokoju.
- Dlaczego nie wiedziałem tego wcześniej?! Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?!
- Chris zrozum mnie! Nie chciałam cię stracić! A mówię ci teraz, bo....bo to może mieć spory wpływ na to, co ostatnio przeżywasz.
- Za chwilę wyjaśnisz mi o czym mówisz, ale najpierw powiedz mi, czemu niby myślałaś, że mnie stracisz?
- Bałam się, że pomyślisz, że skoro masz rodzinę to ja jestem zbędna i że po prostu stąd odejdziesz.
- Powiedziałaś, że jestem dla ciebie jak syn, prawda? - Chłopak poczekał na przytaknięcie kobiety, później kontynuował. - To wyobraź sobie, że ty jesteś moją matką. Kocham cię i w życiu bym ci tego nie zrobił. Niech pani nie myśli o tym, dobrze pani Julio?
- Tak, tak...
- No, niech pani już tak nie płaczę. Braciszku, pomożesz? - Zwrócił się do Andy'ego o pomoc.
Chłopak, by zmienić temat, zadał kobiecie pytane:
- Czemu uważa pani, że to, co się dzieje z Chrisem ma związek z jego bratem?
- A co takiego wiecie o bliźniętach?
- To rodzeństwo, jeśli są jednojajowi, są identyczni. I co z tego?
- Nie, nie o to mi chodzi. Otóż bliźnięta, a szczególnie bliźniaki jednojajowe, są ze sobą związane bardzo mocno. Są wyjątkowe. W medycynie odnotowano kilka przypadków, kiedy, gdy jeden z bliźniaków się skaleczył, drugi odczuwał ból. Przeżywali te same rzeczy. To dlatego mówi się, że bliźniacy to jedna dusza w dwóch ciałach.
- Więc to, co mi się śni i to, co się dziś zdarzyło...
- Tak, twój brat mógł być osobą, z którą czułeś więź.
Chris patrzył to na Andy'ego, to na panią Julie zagubionym wzrokiem.
- Więc, co ja mam teraz zrobić?_____________________________________________________________
Hejooo!!!
Wiem, rozdział miał być w zeszłym tygodniu, ale coś nie wyszło więc jest teraz.
Lepiej późno niż wcale, nieprawdaż?
Nie gniewajcie się, proszę.
Mam nawał obowiązków (wymówka!)
Zrywam się *macha białą chusteczką*
Do napisania. :)
- Panie trenerze, czemu pan nie ćwiczy?
- Pięć kółek wokół sali Luke!
- Tak jest panie trenerze!
Chris westchnął głęboko, modląc się o cierpliwość do tych patafianów.
W myślach klął na trenera i obiecywał sobie, że już nigdy nie da się wkręcić w zastępowanie go.
Po chwili westchnął ponownie, bo uświadomił sobie, że nie ostatni raz to robił. Był tego pewien, gdyż, jako kapitan drużyny, nie mógł pozwolić, by wypadli z formy przez niewystarczającą ilość treningów.
Powód nieobecności trenera był prosty.
Dwa dni wcześniej został ojcem cudnej Gwendolyn i nie miał głowy do treningów, a Chris, jako kapitan zgodził się przejąć jego obowiązki.
- Dobra chłopaki, koniec tej dziecinady! Jesteśmy mistrzami, a ja nie mam zamiaru nikomu oddawać naszego pucharu, więc weźcie się do roboty!
Andy podszedł do kumpla, pochylił się w jego stronę i teatralnych szeptem powiedział:
- Nie wiem czy wiesz, ale duch trenera w ciebie wstąpił i teraz nawet gadasz jak on.
Wszyscy obecni na sali usłyszeli jego słowa i momentalnie zaczęli się śmiać, znając charakter ich trenera.
Jedyną osobą, której nie było do śmiechu był Chris.
Chłopak rzucił kumplom oschłe spojrzenie, a później przydzielił karne okrążenia.
Podczas, gdy drużyna odbywała karę, Chris przypomniał sobie kiedy przyszedł na ostatni trening, a jego koledzy prawie go nie poznali.
Prychnął rozbawiony, na wspomnienie kumpli, ich wybałuszonych oczu i ust otwartych ze zdziwienia.
Śmiech zamarł na jego ustach, gdy zakręciło mu się w głowie.
Już po chwili poczuł, że coś jest nie tak.
Serce biło mu dwa razy szybciej, miał problem ze złapaniem oddechu, a na dodatek jego wzrok stawał się rozmyty.
Żadne dźwięki nie docierały do jego świadomości.
Usłyszał krzyk.
Rozdzierające, rozpaczliwe wołanie o pomoc.
Obrócił się by poznać źródło owego hałasu, lecz po chwili zorientował się, że to właśnie on krzyczy.
Żebra bolały go niemiłosiernie, ale to nie ból go zszokował.
Zdezorientowany, popatrzył na sylwetkę chłopaka siedzącego obok niego. Blondyn nie ruszał się, nie oddychał. Jego twarz wyglądała przerażająco, cała zakrwawiona, blada i taka...nieżywa.
Poczuł mdłości na myśl, że osoba obok niego jest martwa.
Po raz kolejny usłyszał ten głos.
Swój głos.
Mówił o jakimś chłopaku, jednak nie był w stanie usłyszeć jego imienia.
Błagał chłopaka o to, by ten go nie zostawiał, nie przestawał płakać.
Chris nie kontrolował słów, które wychodziły z jego ust, czuł jak gdyby on ich nie wypowiadał.
Po pewnym czasie nie miał już siły krzyczeć, więc tylko szlochał, gdy poczuł, że ktoś szarpie go za ramię i woła jego imię.
Otworzył oczy i powiódł nieprzytomnym spojrzeniem po osobach nad sobą.
W pierwszej chwili mocno się przestraszył, lecz zaraz zrozumiał, że znowu mu odbija i to nie w nocy.
Nad nim z troską i przerażeniem wymalowanymi na twarzy stał Andy, a za nim stała reszta drużyny, również z zaniepokojeniem na twarzy.
Pierwszą osobą, która odważyła się przerwać milczenie był Andy.
Szybko doskoczył do przyjaciela i nie słuchając, co ten ma mu do powiedzenia, zaczął sprawdzać czy nic mu się nie stało.
Chrisa zdenerwowało zachowanie Andy'ego, wiedział, że ten się martwił, ale to nie był powód, by zachowywać się w stosunku do niego niczym nadopiekuńcza kwoka. Nie był dzieciakiem.
Na dodatek nie musiał go zawstydzać przy kumplach z drużyny.
Gdy odsuwanie się z zasięgu rąk przyjaciela nie pomagało, Chris nie wytrzymał:
- Andy! Dzięki za tę troskę, ale przeżyję...
Kiedy wypowiedział te słowa w jego głowie pojawił się obraz trupio-bladego blondyna.
Gwałtownie zbladł i głośno przełknął ślinę, co nie umknęło uwadze jego przyjaciela.
- Chris, to przestaje być zabawne, dasz radę dojść do domu?
Chłopak niepewnie pokiwał głową.
Andy przejął dowodzenie.
Odwrócił się w stronę kumpli i powiedział:
- Chłopaki, sądzę, że dalszy trening nie ma większego sensu. Mam nadzieję, że to czego świadkami byliście nie wyjdzie poza nasze grono. Okay?
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, prawie wszyscy...
- Ale...
- Luke, wiem, że się martwisz, ale niepotrzebnie.
- Gdyby coś było nie tak, dasz nam znać, okay?
- Będziesz jedną z pierwszych osób, które się dowiedzą. A teraz przepraszam, ale musimy już iść.
- Uważajcie na siebie.
- Będziemy, pa.
Wyszli z budynku, Chris trochę niepewnie, opierając się o Andy'ego, który niósł ich torby ze strojami do siatkówki. Na szczęście, ich sierociniec znajdował się tylko kilka przecznic dalej. Andy nie wyobrażał sobie, by udało im się przejść więcej niż to.
Po najdłuższych 15 minutach w życiu Chrisa, wreszcie doszli na miejsce.
Pani Julia, gdy tylko ich zobaczyła, przeraziła się niemal na śmierć.
Gdy ją uspokoili, usiedli na kanapie, z herbatą grzejącą ich w ręce, a Andy szybko opowiedział o nagłym zasłabnięciu przyjaciela.
Po chwili oboje patrzyli na Chrisa, oczekując od niego odpowiedzi.
- Ja naprawdę nie wiem, czemu to się stało. Poczułem mocny skurcz, gdzieś w okolicach serca, a potem...
Potem opowiedział po kolei, co tak naprawdę się wydarzyło.
Andy dodał parę groszy od siebie, wspominając o jego nocnych koszmarach i opisując ich przebieg.
Kończąc swoją opowieść, Chris odważył się wypowiedzieć myśli, które przez cały czas krążyły po jego głowie.
- Wydaje mi się, że to zdarzyło się naprawdę, że ten chłopak naprawdę nie żyje.
Andy zadał pytanie, które budziło jego wątpliwości.
- Ale czemu to widziałeś? Jeszcze mi powiedz, że widziałeś to oczami pasażera, to chyba padnę na miejscu.
- Ja nie wiem, czemu to widziałem. Za to wiem, że to wydarzyło się naprawdę. Poza tym, czuję dziwną więź z tym chłopakiem. Ja...ja patrzyłem jego oczami.
- Skąd wiesz, że to był chłopak?
- Czuję to.
- Oczywiście, a zaraz usłyszę, że jesteś medium.
- Chłopcy dość! Myślę, że mam dobre wyjaśnienie tej sytuacji - do akcji wkroczyła pani Julia, wiedząc jak potrafią wyglądać kłótnie między tą dwójką.
Nie miała ochoty ich rozdzielać.
Czuła, że to najwyższa pora by wyznać informacje, o których wiedziała od tak dawna, a które tak bardzo jej ciążyły.
Chłopcy, słysząc poważny i smutny ton opiekunki popatrzyli na nią ze zdziwieniem. Zwykle była bardzo pogodną osobą i nie potrafili zrozumieć, co mogło zasmucić ją do tego stopnia.
Kobieta głęboko westchnęła, po czym zaczęła mówić:
- Chris, w dniu, w którym cię poznałam, byłeś malutkim szkrabem, zawsze roześmianym, tak bardzo radosnym. Jednak byłeś wątłego zdrowia, lekarz nie dawali ci zbyt dużych szans na przeżycie. A ty stoisz tu przede mną tak samo radosny i uśmiechnięty jak wtedy. Traktuje cię jak syna. Ciebie Andy także uważam za swoje dziecko. Wracając do historii, osoby, które cię oddały, nie chciały podać swoich danych, powiedzieli jedynie o tym, jak się nazywasz, że chorujesz i...
- I? Pani Julio, co jeszcze mówili?
- Mówili...mówili, że masz rodzeństwo, brata.
- Ja...ja mam brata?
- Tak, masz. Bliźniaka.
- Że co?! Nie, to niemożliwe!
Chris wstał i zaczął niespokojnie chodzić po pokoju.
- Dlaczego nie wiedziałem tego wcześniej?! Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?!
- Chris zrozum mnie! Nie chciałam cię stracić! A mówię ci teraz, bo....bo to może mieć spory wpływ na to, co ostatnio przeżywasz.
- Za chwilę wyjaśnisz mi o czym mówisz, ale najpierw powiedz mi, czemu niby myślałaś, że mnie stracisz?
- Bałam się, że pomyślisz, że skoro masz rodzinę to ja jestem zbędna i że po prostu stąd odejdziesz.
- Powiedziałaś, że jestem dla ciebie jak syn, prawda? - Chłopak poczekał na przytaknięcie kobiety, później kontynuował. - To wyobraź sobie, że ty jesteś moją matką. Kocham cię i w życiu bym ci tego nie zrobił. Niech pani nie myśli o tym, dobrze pani Julio?
- Tak, tak...
- No, niech pani już tak nie płaczę. Braciszku, pomożesz? - Zwrócił się do Andy'ego o pomoc.
Chłopak, by zmienić temat, zadał kobiecie pytane:
- Czemu uważa pani, że to, co się dzieje z Chrisem ma związek z jego bratem?
- A co takiego wiecie o bliźniętach?
- To rodzeństwo, jeśli są jednojajowi, są identyczni. I co z tego?
- Nie, nie o to mi chodzi. Otóż bliźnięta, a szczególnie bliźniaki jednojajowe, są ze sobą związane bardzo mocno. Są wyjątkowe. W medycynie odnotowano kilka przypadków, kiedy, gdy jeden z bliźniaków się skaleczył, drugi odczuwał ból. Przeżywali te same rzeczy. To dlatego mówi się, że bliźniacy to jedna dusza w dwóch ciałach.
- Więc to, co mi się śni i to, co się dziś zdarzyło...
- Tak, twój brat mógł być osobą, z którą czułeś więź.
Chris patrzył to na Andy'ego, to na panią Julie zagubionym wzrokiem.
- Więc, co ja mam teraz zrobić?_____________________________________________________________
Hejooo!!!
Wiem, rozdział miał być w zeszłym tygodniu, ale coś nie wyszło więc jest teraz.
Lepiej późno niż wcale, nieprawdaż?
Nie gniewajcie się, proszę.
Mam nawał obowiązków (wymówka!)
Zrywam się *macha białą chusteczką*
Do napisania. :)
piątek, 10 kwietnia 2015
"Miłość niespełniona to specyficzny rodzaj nienawiści."
- Dlaczego płaczesz?
- Nie zrozumiesz.
- Powiedz.
- Nie zrozumiesz.
- Czemu znowu płaczesz?
- Nie zrozumiesz.
- Powiedz, zrozumiem.
- Nigdy tego nie zrozumiesz.
- Nie płacz.
- Ty nie rozumiesz.
- Spraw, bym zrozumiała.
- Dlaczego płaczesz?
- Bo kocham.
- Nie rozumiem.
- Mówiłem.
- Uśmiechnij się.
- Nie mogę.
- Czemu?
- Bo nienawidzę.
- Czemu...
- Proszę, przestań pytać.
- To daj mi odpowiedzi. Powiedz.
- Kiedyś.
- Chcę powiedzieć...
- Więc?
- Kocham i nienawidzę. Umieram w środku, dzień w dzień. Ja już nie żyję.
- Może ty tylko chorujesz? Powiedz kogo kochasz, a kogo nienawidzisz?
- Tą samą osobę.
- Ale jak to możliwe?
- Nienawidzę jej, bo nadal ją kocham.
- To znaczy?
- Ona tego nie widzi.
- Zrób coś, żeby zobaczyła.
- Ciągle robię, a ona tego nie widzi.
- Może po prostu nie jest ciebie warta?
- Może.
- Kochałeś kiedyś tak mocno, że byłeś w stanie oddać za tego kogoś życie?
- Ja wciąż tak mam, dlaczego pytasz?
- Nieważne.
- Powiesz mi kiedyś, kogo kochasz?
- Powiem.
- Wiem, że to nienajlepszy moment, ale taki nigdy nie nadejdzie.
- O co chodzi?
- Mogę za ciebie zginąć, a ty?
- Ja? Nienawidzę cię, bo cię kocham.
_____________________________________________________________
Hejka!
Dziś jest trochę inny klimat, ale to dlatego, że nic innego nie trafiło do mojej głowy.
Mam nadzieję, że zrozumieliście z tego tekstu więcej niż ja.
Chciałam powitać nowych czytelników, więc...
Ta da da da da!
Witam!
Następny rozdział powinien pojawić się za tydzień, lecz nie wiem jak to będzie.
To chyba tyle.
Do napisania. :)
PS. Jak tam powrót do normalności?
- Nie zrozumiesz.
- Powiedz.
- Nie zrozumiesz.
- Czemu znowu płaczesz?
- Nie zrozumiesz.
- Powiedz, zrozumiem.
- Nigdy tego nie zrozumiesz.
- Nie płacz.
- Ty nie rozumiesz.
- Spraw, bym zrozumiała.
- Dlaczego płaczesz?
- Bo kocham.
- Nie rozumiem.
- Mówiłem.
- Uśmiechnij się.
- Nie mogę.
- Czemu?
- Bo nienawidzę.
- Czemu...
- Proszę, przestań pytać.
- To daj mi odpowiedzi. Powiedz.
- Kiedyś.
- Chcę powiedzieć...
- Więc?
- Kocham i nienawidzę. Umieram w środku, dzień w dzień. Ja już nie żyję.
- Może ty tylko chorujesz? Powiedz kogo kochasz, a kogo nienawidzisz?
- Tą samą osobę.
- Ale jak to możliwe?
- Nienawidzę jej, bo nadal ją kocham.
- To znaczy?
- Ona tego nie widzi.
- Zrób coś, żeby zobaczyła.
- Ciągle robię, a ona tego nie widzi.
- Może po prostu nie jest ciebie warta?
- Może.
- Kochałeś kiedyś tak mocno, że byłeś w stanie oddać za tego kogoś życie?
- Ja wciąż tak mam, dlaczego pytasz?
- Nieważne.
- Powiesz mi kiedyś, kogo kochasz?
- Powiem.
- Wiem, że to nienajlepszy moment, ale taki nigdy nie nadejdzie.
- O co chodzi?
- Mogę za ciebie zginąć, a ty?
- Ja? Nienawidzę cię, bo cię kocham.
_____________________________________________________________
Hejka!
Dziś jest trochę inny klimat, ale to dlatego, że nic innego nie trafiło do mojej głowy.
Mam nadzieję, że zrozumieliście z tego tekstu więcej niż ja.
Chciałam powitać nowych czytelników, więc...
Ta da da da da!
Witam!
Następny rozdział powinien pojawić się za tydzień, lecz nie wiem jak to będzie.
To chyba tyle.
Do napisania. :)
PS. Jak tam powrót do normalności?
piątek, 3 kwietnia 2015
Rozdział 6
Nie! Tom, miałeś uważać.
Tom....
- Okay, co robimy najpierw, panie Sherlock?
- Najpierw musimy sprawdzić informacje z tych dokumentów. A jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie Sherlockiem, możesz być pewny, że nie doczekasz się rozwiązania tej tajemnicy, doktorze Watson. Czy rozumie pan ten przekaz, czy może mam to panu zobrazować?
- Sądzę, że pomysł z papierami jest bardzo dobry. Sprawę zagadki należy dogłębnie przemyśleć, jednak uważam, że przyda się moja pomoc, więc chwilowo wstrzymaj konie młody.
- Nie prowokuj mnie, bo puszcze wodzę wyobraźni i skończy się twój szczęśliwy żywot. Załapałeś?
- Oczywiście, nie musisz się tak denerwować, ja tylko próbuje cię rozbawić. Nie lubię, kiedy zachowujesz się, jakby od ciebie zależał los całego świata. Jesteś wtedy spięty i mało śmieszny.
- Okay, ja też przepraszam. Po prostu, z jednej strony chciałbym go już poznać, a jednocześnie, właśnie tego najbardziej się boję.
- Czego? Tego, że cię nie polubi, czy może że to on nie spełni twoich oczekiwań?
- Po trochę tego i tego. Co jeśli on faktycznie mnie nie polubi?
- Zdradzę ci pewną tajemnicę. Ciebie nie można ot tak polubić. Jesteś bardzo specyficzny, ciebie można kochać albo nienawidzić. Nic innego nie wchodzi w rachubę. A Chris jest twoim bratem. Bliźniakiem do tego.
- I co z tego?
- Jak to, co? Nawet, jeśli na początku nie będzie cudownie, z czasem wszystko się ułoży. Jesteście rodziną i nic innego nie powinno mieć znaczenia. A jeśli spróbuje ci coś zrobić, skopię mu tyłek.
- Jak dobrze, że jesteś moim przyjacielem. Sam w życiu bym tego nie ogarnął.
- Zawsze będę twoim kumplem, pamiętaj. Niezależnie, co się stanie ja zawsze będę twoim przyjacielem. Okay?
- Okay. Tylko proszę cię, przestań, bo mój żołądek nie wytrzyma tak wielkiej porcji słodyczy i będziesz miał tu tęczowy potop.
- Dobrze. A więc
- Nie zaczyna się zdania od "więc".
- Jesteś nieznośny.
- Wiem.
- Uspokój się, weź głęboki, odprężający oddech i policz do dziesięciu.
- Ale Tom, ja jestem spokojny.
- Mówiłem do siebie, wredna małpo.
- Wiesz, że rozmowa z samym sobą świadczy o niezbyt zdrowym stanie psychicznym?
- Alex, ja cię zaraz...
- Jak już wspominałem, powinniśmy sprawdzić, czy te papiery zawierają prawdziwe informację, a jeśli nie, to będziemy musieli poszukać gdzie indziej.
- Cóż za subtelna zmiana tematu.
- Och, no weź. Ja tylko tak mówię.
- Wiem, wiem, ale czasem jesteś bardzo irytujący.
- Na tym zakończmy naszą rozmowę, bo nie chcę się dziś z tobą pokłócić.
- Dobra, to pokaż te papiery.
Alex wstał z łóżka, na którym siedział i podszedł do szafki. Otworzył ją i wyciągnął tak ważne dla niego dokumenty. Przez moment patrzył na nie, po czym wrócił wraz z nimi do przyjaciela siedzącego na łóżku.
Podał teczkę Tomowi, a on bez zastanowienia otworzył ją. W środku znajdowało się bardzo mało dokumentów, w których mogły być przydatne informacje. Poza aktem urodzenia obojga bliźniaków
nie było tam wielu informacji. Przez chwilę, przyjaciele wertowali papiery, aż natknęli się na jeden bardzo znaczący.
Był to dokument, w którym państwo Cooper zrzekali się swoich praw do Chrisa Andrew'a Coopera, jednocześnie przekazując dziecko do domu dziecka.
- Tom, to bardzo ważna wskazówka. Jeśli się nam poszczęści, to właśnie tam znajdziemy Chrisa.
- Tak, a jeśli będziemy mieć twoje szczęście, to wcześniej spadnie nam na głowę zbłąkana cegła.
- Nie żartuj sobie z mojego pecha. On jest bardzo specyficzny, jak ja.
- O tak, jest baaardzo do ciebie podobny. Pojawia się znikąd, wkręca się wszędzie, gdzie może i jest niezwykle upierdliwy. Cały ty.
- Tom?
- Tak?
- Teraz ci wybaczam, ale następnym razem, załatwię ci bilet na Syberię. W jedną stronę.
- Zrozumiałem. Zmieniając temat, jak chcesz sprawdzić ten sierociniec?
- Miałem nadzieję, że pojedziemy tam jutro z samego rana.
- I oczywiście pojedziemy moim autem, prawda?
- A jakże by inaczej?
- Oj, Alex, Alex, co z ciebie wyrośnie?
- Cudowny, piękny, mądry, sławny i przede wszystkim, szczęśliwy człowiek.
- Zapomniałeś dodać skromny.
- To akurat, wynika samo z siebie.
- Okay, będę się już zbierał. Muszę znaleźć dobry argument, by tata pożyczył mi samochód. Wiesz, że po ostatniej stłuczce, nie jest już tak chętny do tego, bym zbierał nowe doświadczenia życiowe.
- Powiedz, że to sprawa życia i śmierci. Jeśli to go nie przekona, zadzwoń po mnie. Mojej minie zbitego szczeniaka się nie oprze. Nie ma szans.
- Tak zrobię. A ty, uważaj na siebie.
- Spróbuję. To do jutra, tak?
- Przyjadę do ciebie autem taty, a jak nie to...Nie przyjadę w ogóle.
- Tylko spróbuj, to zmienię zdanie, co do Syberii.
- Do jutra.
- Pa.
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Następnego dnia, z samego rana, Tom podjechał pod dom Alexa.
Przez chwilę czekał nie wiedząc, co zrobić, po czym najzwyczajniej zatrąbił.
Po 10 minutach czekania, z budynku wyszedł chłopak, w pośpiechu zapinając bluzę. Podbiegł do samochodu i po wejściu do środka przywitał się z kierowcą.
- Siema gapo, zapnij pasy.
- Hej. Muszę? Wiesz, że ich nienawidzę.
Wzrok jakim Tom go obdarzył sprawił, że momentalnie odechciało mu się protestów.
- Dobra, dobra. Jak zwykle zaspałem, ale widzę, że udało ci się wyłudzić autko. Jak to zrobiłeś?
- Powołałem się na ciebie, a tata od razu stwierdził, że chyba nie przeżyłby twojej minki w stylu Bambi i dał mi kluczyki.
- Ej! Nie jestem sarniną!
Tom zmierzył go wzrokiem i powiedział:
- Mój tata ma odmienne zdanie na ten temat, a ja wyjątkowo się z tym zgadzam. Pasujesz mi na Bambiego.
- Tom, patrz na drogę, bo zaraz wylądujemy na drzewie.
- Wątpisz w moje umiejętności kierowcy.
- Tak!
- No wiesz! Nie rozmawiam z tobą!
- Nie to nie.
Dalszą drogę pokonywali w ciszy. Alex wiedział, że jego przyjaciel wcale nie jest na niego zły, jednak coś powstrzymywało go przed przeproszeniem.
Po półgodzinnej jazdy bez słowa, Alex stwierdził w myślach, że dłużej nie wytrzyma, więc odwrócił się, by przeprosić przyjaciela.
W tej samej chwili zobaczył coś, co sprawiło, że krew w jego żyłach momentalnie zamarzła.
W ich kierunku pędziła ciężarówka, a jej kierowca nie widział ich auta.
Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko.
Alex krzyknął ostrzegawczo, a Tom, choć próbował zareagować, wiedział, że było za późno.
Jedyną rzeczą, którą mógł zrobić, było skierowanie samochodu tak, by siła uderzenia nie trafiła w stronę, po której siedział Alex.
Rozpędzony pojazd uderzył w stronę kierowcy z całą mocą.
Alex czuł jak krew buzuje mu w uszach, kiedy samochód koziołkując, zatrzymał się w rowie.
Chłopak poczuł ogromny ból w żebrach, o którym po chwili zapomniał, gdyż coś gorszego zwróciło jego uwagę.
Tom miał zamknięte oczy.
Nie ruszał się.
Nie oddychał.
Alex zebrał w sobie całą siłę, którą w tym momencie posiadał i zaczął wołać pomoc.Poczuł, że po policzkach spływają mu strużki łez, lecz nie zwrócił na nie uwagi.
W głowie miał tylko jedno: Tom nie żyje.
Ciągle słyszał to zdanie, ale nie chciał w nie uwierzyć.
Nie! Tom, miałeś uważać.
Tom, wszystko w porządku?
Tylko to miał w głowie.
Jego krzyki, jego szlochanie, nic nie dawało.
Klatka piersiowa Toma nadal się nie unosiła.
_____________________________________________________________
I tym jakże wesołym akcentem zakończyliśmy rozdział 6.
Jestem ciekawa Waszej reakcji.
Źli z powodu takiego zakończenia, czy może zadowoleni, że wreszcie coś się dzieję
No dobra, koniec o opowiadaniu, teraz chcę coś powiedzieć.
Z okazji tych Białych Świąt życzę Wam:
Zdrowia (przy mnie to konieczne).
Rozwagi (większej niż ta, którą posiadam ja).
Cierpliwości (do mojego lenistwa).
Samokontroli (by w gniewie mnie nie zabić).
Uśmiechu (nawet przez łzy).
Radości, (choćby tej z muzyki) .
Miłości (ja na ten przykład, bardzo Was kocham. Prawie tak mocno, jak siebie)
Przyjaźni prawdziwej, (tej fałszywej nakopcie po tyłku)
I dobrnięcia do końca tej opowieści.
Tak więc...
Wesołego Jajka i...
Do napisania. :)
Tom....
Proszę Tom...
Proszę, nie...
Proszę, nie...
Nie rób mi tego...
Proszę, nie zostawiaj mnie!
Dzień wcześniej...
- Najpierw musimy sprawdzić informacje z tych dokumentów. A jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie Sherlockiem, możesz być pewny, że nie doczekasz się rozwiązania tej tajemnicy, doktorze Watson. Czy rozumie pan ten przekaz, czy może mam to panu zobrazować?
- Sądzę, że pomysł z papierami jest bardzo dobry. Sprawę zagadki należy dogłębnie przemyśleć, jednak uważam, że przyda się moja pomoc, więc chwilowo wstrzymaj konie młody.
- Nie prowokuj mnie, bo puszcze wodzę wyobraźni i skończy się twój szczęśliwy żywot. Załapałeś?
- Oczywiście, nie musisz się tak denerwować, ja tylko próbuje cię rozbawić. Nie lubię, kiedy zachowujesz się, jakby od ciebie zależał los całego świata. Jesteś wtedy spięty i mało śmieszny.
- Okay, ja też przepraszam. Po prostu, z jednej strony chciałbym go już poznać, a jednocześnie, właśnie tego najbardziej się boję.
- Czego? Tego, że cię nie polubi, czy może że to on nie spełni twoich oczekiwań?
- Po trochę tego i tego. Co jeśli on faktycznie mnie nie polubi?
- Zdradzę ci pewną tajemnicę. Ciebie nie można ot tak polubić. Jesteś bardzo specyficzny, ciebie można kochać albo nienawidzić. Nic innego nie wchodzi w rachubę. A Chris jest twoim bratem. Bliźniakiem do tego.
- I co z tego?
- Jak to, co? Nawet, jeśli na początku nie będzie cudownie, z czasem wszystko się ułoży. Jesteście rodziną i nic innego nie powinno mieć znaczenia. A jeśli spróbuje ci coś zrobić, skopię mu tyłek.
- Jak dobrze, że jesteś moim przyjacielem. Sam w życiu bym tego nie ogarnął.
- Zawsze będę twoim kumplem, pamiętaj. Niezależnie, co się stanie ja zawsze będę twoim przyjacielem. Okay?
- Okay. Tylko proszę cię, przestań, bo mój żołądek nie wytrzyma tak wielkiej porcji słodyczy i będziesz miał tu tęczowy potop.
- Dobrze. A więc
- Nie zaczyna się zdania od "więc".
- Jesteś nieznośny.
- Wiem.
- Uspokój się, weź głęboki, odprężający oddech i policz do dziesięciu.
- Ale Tom, ja jestem spokojny.
- Mówiłem do siebie, wredna małpo.
- Wiesz, że rozmowa z samym sobą świadczy o niezbyt zdrowym stanie psychicznym?
- Alex, ja cię zaraz...
- Jak już wspominałem, powinniśmy sprawdzić, czy te papiery zawierają prawdziwe informację, a jeśli nie, to będziemy musieli poszukać gdzie indziej.
- Cóż za subtelna zmiana tematu.
- Och, no weź. Ja tylko tak mówię.
- Wiem, wiem, ale czasem jesteś bardzo irytujący.
- Na tym zakończmy naszą rozmowę, bo nie chcę się dziś z tobą pokłócić.
- Dobra, to pokaż te papiery.
Alex wstał z łóżka, na którym siedział i podszedł do szafki. Otworzył ją i wyciągnął tak ważne dla niego dokumenty. Przez moment patrzył na nie, po czym wrócił wraz z nimi do przyjaciela siedzącego na łóżku.
Podał teczkę Tomowi, a on bez zastanowienia otworzył ją. W środku znajdowało się bardzo mało dokumentów, w których mogły być przydatne informacje. Poza aktem urodzenia obojga bliźniaków
nie było tam wielu informacji. Przez chwilę, przyjaciele wertowali papiery, aż natknęli się na jeden bardzo znaczący.
Był to dokument, w którym państwo Cooper zrzekali się swoich praw do Chrisa Andrew'a Coopera, jednocześnie przekazując dziecko do domu dziecka.
- Tom, to bardzo ważna wskazówka. Jeśli się nam poszczęści, to właśnie tam znajdziemy Chrisa.
- Tak, a jeśli będziemy mieć twoje szczęście, to wcześniej spadnie nam na głowę zbłąkana cegła.
- Nie żartuj sobie z mojego pecha. On jest bardzo specyficzny, jak ja.
- O tak, jest baaardzo do ciebie podobny. Pojawia się znikąd, wkręca się wszędzie, gdzie może i jest niezwykle upierdliwy. Cały ty.
- Tom?
- Tak?
- Teraz ci wybaczam, ale następnym razem, załatwię ci bilet na Syberię. W jedną stronę.
- Zrozumiałem. Zmieniając temat, jak chcesz sprawdzić ten sierociniec?
- Miałem nadzieję, że pojedziemy tam jutro z samego rana.
- I oczywiście pojedziemy moim autem, prawda?
- A jakże by inaczej?
- Oj, Alex, Alex, co z ciebie wyrośnie?
- Cudowny, piękny, mądry, sławny i przede wszystkim, szczęśliwy człowiek.
- Zapomniałeś dodać skromny.
- To akurat, wynika samo z siebie.
- Okay, będę się już zbierał. Muszę znaleźć dobry argument, by tata pożyczył mi samochód. Wiesz, że po ostatniej stłuczce, nie jest już tak chętny do tego, bym zbierał nowe doświadczenia życiowe.
- Powiedz, że to sprawa życia i śmierci. Jeśli to go nie przekona, zadzwoń po mnie. Mojej minie zbitego szczeniaka się nie oprze. Nie ma szans.
- Tak zrobię. A ty, uważaj na siebie.
- Spróbuję. To do jutra, tak?
- Przyjadę do ciebie autem taty, a jak nie to...Nie przyjadę w ogóle.
- Tylko spróbuj, to zmienię zdanie, co do Syberii.
- Do jutra.
- Pa.
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Następnego dnia, z samego rana, Tom podjechał pod dom Alexa.
Przez chwilę czekał nie wiedząc, co zrobić, po czym najzwyczajniej zatrąbił.
Po 10 minutach czekania, z budynku wyszedł chłopak, w pośpiechu zapinając bluzę. Podbiegł do samochodu i po wejściu do środka przywitał się z kierowcą.
- Siema gapo, zapnij pasy.
- Hej. Muszę? Wiesz, że ich nienawidzę.
Wzrok jakim Tom go obdarzył sprawił, że momentalnie odechciało mu się protestów.
- Dobra, dobra. Jak zwykle zaspałem, ale widzę, że udało ci się wyłudzić autko. Jak to zrobiłeś?
- Powołałem się na ciebie, a tata od razu stwierdził, że chyba nie przeżyłby twojej minki w stylu Bambi i dał mi kluczyki.
- Ej! Nie jestem sarniną!
Tom zmierzył go wzrokiem i powiedział:
- Mój tata ma odmienne zdanie na ten temat, a ja wyjątkowo się z tym zgadzam. Pasujesz mi na Bambiego.
- Tom, patrz na drogę, bo zaraz wylądujemy na drzewie.
- Wątpisz w moje umiejętności kierowcy.
- Tak!
- No wiesz! Nie rozmawiam z tobą!
- Nie to nie.
Dalszą drogę pokonywali w ciszy. Alex wiedział, że jego przyjaciel wcale nie jest na niego zły, jednak coś powstrzymywało go przed przeproszeniem.
Po półgodzinnej jazdy bez słowa, Alex stwierdził w myślach, że dłużej nie wytrzyma, więc odwrócił się, by przeprosić przyjaciela.
W tej samej chwili zobaczył coś, co sprawiło, że krew w jego żyłach momentalnie zamarzła.
W ich kierunku pędziła ciężarówka, a jej kierowca nie widział ich auta.
Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko.
Alex krzyknął ostrzegawczo, a Tom, choć próbował zareagować, wiedział, że było za późno.
Jedyną rzeczą, którą mógł zrobić, było skierowanie samochodu tak, by siła uderzenia nie trafiła w stronę, po której siedział Alex.
Rozpędzony pojazd uderzył w stronę kierowcy z całą mocą.
Alex czuł jak krew buzuje mu w uszach, kiedy samochód koziołkując, zatrzymał się w rowie.
Chłopak poczuł ogromny ból w żebrach, o którym po chwili zapomniał, gdyż coś gorszego zwróciło jego uwagę.
Tom miał zamknięte oczy.
Nie ruszał się.
Nie oddychał.
Alex zebrał w sobie całą siłę, którą w tym momencie posiadał i zaczął wołać pomoc.Poczuł, że po policzkach spływają mu strużki łez, lecz nie zwrócił na nie uwagi.
W głowie miał tylko jedno: Tom nie żyje.
Ciągle słyszał to zdanie, ale nie chciał w nie uwierzyć.
Nie! Tom, miałeś uważać.
Tom, wszystko w porządku?
Proszę Tom, nie zostawiaj mnie, tylko nie ty.
Nie ty, nie ty.
Proszę, nie ty!
Nie ty, nie ty.
Proszę, nie ty!
Nie rób mi tego, mam tylko ciebie.
Proszę, nie zostawiaj mnie!
Jego krzyki, jego szlochanie, nic nie dawało.
Klatka piersiowa Toma nadal się nie unosiła.
_____________________________________________________________
I tym jakże wesołym akcentem zakończyliśmy rozdział 6.
Jestem ciekawa Waszej reakcji.
Źli z powodu takiego zakończenia, czy może zadowoleni, że wreszcie coś się dzieję
No dobra, koniec o opowiadaniu, teraz chcę coś powiedzieć.
Z okazji tych Białych Świąt życzę Wam:
Zdrowia (przy mnie to konieczne).
Rozwagi (większej niż ta, którą posiadam ja).
Cierpliwości (do mojego lenistwa).
Samokontroli (by w gniewie mnie nie zabić).
Uśmiechu (nawet przez łzy).
Radości, (choćby tej z muzyki) .
Miłości (ja na ten przykład, bardzo Was kocham. Prawie tak mocno, jak siebie)
Przyjaźni prawdziwej, (tej fałszywej nakopcie po tyłku)
I dobrnięcia do końca tej opowieści.
Tak więc...
Wesołego Jajka i...
Do napisania. :)
środa, 1 kwietnia 2015
"To już jest koniec, nie ma już nic"
Cześć!
Jestem pewna, że wszyscy spodziewaliście się tego, choć nie koniecznie tak wcześnie.
A jednak, zdarza się.
Nie robię tego z chęcią, ale nie mam wyboru.
Z pewnych osobistych powodów, o których nie będę Wam wspominać, zamykam tego bloga.
Nie piszę, że zawieszam, ponieważ oznaczałoby to, że myślę, by za jakiś czas wrócić, a tak się nie stanie.
A to dlatego, że mam zbyt wiele problemów, może za parę lat wrócę do blogsfery, jednak nie w najbliższym czasie.
Przykro mi.
Zastanawiam się, czy jest możliwość, by każdy kto to przeczyta, napisał, co sądzi o moim opowiadaniu.
I nie, to nie jest błaganie o łaskę. Po prostu miło byłoby dowiedzieć się, że jest ktoś kto to czytał.
Błagać o łaskę przebaczenia będę tylko jedną osobę.
Ayo, tak bardzo Cię przepraszam, wiem, że Cię zawiodłam, ale to jedyne wyjście z mojej obecnej sytuacji.
Mam nadzieję, że zrozumiesz.
A jeśli nie, cóż... Przykro mi.
NIE do napisania. :(
Drogi czytelniku, ogłaszam, że zostałeś oficjalnie STROLLOWANY przez Artemidę. :D
Nie gniewajcie się na mnie, w końcu dziś 1 kwietnia.
Tym, którzy nie dali się nabrać, gratuluję czujności.
Tym z Was, którzy dali się nabrać, popracujcie nad nią, przyda Wam się w życiu. Chyba
Do napisania. :**********************
PS. Przyznać się, kto się nabrał?
Jestem pewna, że wszyscy spodziewaliście się tego, choć nie koniecznie tak wcześnie.
A jednak, zdarza się.
Nie robię tego z chęcią, ale nie mam wyboru.
Z pewnych osobistych powodów, o których nie będę Wam wspominać, zamykam tego bloga.
Nie piszę, że zawieszam, ponieważ oznaczałoby to, że myślę, by za jakiś czas wrócić, a tak się nie stanie.
A to dlatego, że mam zbyt wiele problemów, może za parę lat wrócę do blogsfery, jednak nie w najbliższym czasie.
Przykro mi.
Zastanawiam się, czy jest możliwość, by każdy kto to przeczyta, napisał, co sądzi o moim opowiadaniu.
I nie, to nie jest błaganie o łaskę. Po prostu miło byłoby dowiedzieć się, że jest ktoś kto to czytał.
Błagać o łaskę przebaczenia będę tylko jedną osobę.
Ayo, tak bardzo Cię przepraszam, wiem, że Cię zawiodłam, ale to jedyne wyjście z mojej obecnej sytuacji.
Mam nadzieję, że zrozumiesz.
A jeśli nie, cóż... Przykro mi.
NIE do napisania. :(
Drogi czytelniku, ogłaszam, że zostałeś oficjalnie STROLLOWANY przez Artemidę. :D
Nie gniewajcie się na mnie, w końcu dziś 1 kwietnia.
Tym, którzy nie dali się nabrać, gratuluję czujności.
Tym z Was, którzy dali się nabrać, popracujcie nad nią, przyda Wam się w życiu. Chyba
Do napisania. :**********************
PS. Przyznać się, kto się nabrał?
piątek, 27 marca 2015
Jest impreza, nie ma shota!
Tak, tak.
Tytuł mówi sam za siebie.
Jako że aktualnie świętuje urodziny mojego Fenusia (♥), nie mogę dziś dodać ani shota ani niczego innego, dlatego zamieszczam informację, żebyście nie oczekiwali notki innej niż ta, gdyż taka się nie pojawi.
Poza tym, nawet gdybym miała czas dodać cokolwiek (a nie mam), mój Wen nie jest w stanie całkowitej trzeźwości, więc nie będę zadręczać Was jego bełkotem.
To chyba tyle.
Mam nadzieję, że nie czujecie zbyt dużego rozczarowania, a jeśli tak, możecie wyrazić je w komentarzu.
No, więc...
Do napisania. :)
Wenek! Złaź z tej lampy, bo spadnie..
...........................
Ostrzegałam Cię!
Nic ci nie jest?
Nie strasz mnie tak!
Wstyd mi za Ciebie!
Tytuł mówi sam za siebie.
Jako że aktualnie świętuje urodziny mojego Fenusia (♥), nie mogę dziś dodać ani shota ani niczego innego, dlatego zamieszczam informację, żebyście nie oczekiwali notki innej niż ta, gdyż taka się nie pojawi.
Poza tym, nawet gdybym miała czas dodać cokolwiek (a nie mam), mój Wen nie jest w stanie całkowitej trzeźwości, więc nie będę zadręczać Was jego bełkotem.
To chyba tyle.
Mam nadzieję, że nie czujecie zbyt dużego rozczarowania, a jeśli tak, możecie wyrazić je w komentarzu.
No, więc...
Do napisania. :)
Wenek! Złaź z tej lampy, bo spadnie..
...........................
Ostrzegałam Cię!
Nic ci nie jest?
Nie strasz mnie tak!
Wstyd mi za Ciebie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)