czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 3

- Nie, proszę zostawcie mnie! Stójcie! Zostawcie mnie w spokoju, słyszycie!
- Chris! Chris, już dobrze to tylko zły sen, słyszysz? Obudź się.
Ocknął się.
Znowu to samo.
Już drugi miesiąc śniło mu się to samo.
Mroczny las, czasami ruchliwa autostrada, a czasem opuszczony park.
Miejsce jego koszmaru zmieniało się, ale sam sen nigdy.
Zawsze, za każdym razem, granatowy samochód zatrzymywał się w jego pobliżu, gasząc głośno pracujący silnik.
W następnym momencie rozpoczynał się horror.
Z auta wysiadali kobieta i mężczyzna, ale nie wyglądali normalnie. Krew, która płynęła z wielu rozcięć na ich ciałach, nadpalone ubrania i skóra. Wyglądali oni, jakby byli, co najmniej, po torturach i wcale nie przypominali żywych ludzi.
Potem zaczynali się do niego zbliżać, choć nigdy nie był w stanie usłyszeć, co za nim wołali, goniąc go. Ich krzyki były tak  bardzo przepełnione rozpaczą, że za każdym razem, kiedy je słyszał, miał ciarki na plecach.
Ale to nie to było w tym wszystkim najokropniejsze.
Najstraszniejsze było to, że chociaż nigdy nie spotkał tych ludzi, wydawali mu się dziwnie znajomi.
Wzdrygnął się na wspomnienie tej pustki w oczach jego nocnych prześladowców.
Nieprzytomnym wzrokiem omiótł pomieszczenie, w którym się znajdował. Nie było ono przesadnie duże, ot zwykły pokój. Jedyną rzeczą wyróżniającą się w tym pokoju, było to, że zamiast jednego, po przeciwnych stronach pokoju stały dwa łóżka.
W tej chwili nad jego łóżkiem  zwisał Andy, ze zmartwioną miną i ukrytą troską w oczach.
- Co ci się śniło? Tylko proszę, nie mów, że znów ten pokręcony horror.
Milczał, przygryzając lekko wargę i podejmując nieudolne próby uśmiechnięcia się.
- No nie znów to samo. A ty panie Jestem-Samodzielny-I-Nie-Będę-Nikogo-Martwić, nawet nie próbuj na mnie tych sztuczek.
- Ale jakich sztuczek? O co ty mnie posądzasz? - przywdział na twarz niewinną minkę, ale mimo tego widać było cienie pod jego oczami.
- Jasne. o co mogę oskarżać pana kapitana? To jak potrafisz czarować faktycznie, jest godne podziwu, ale zadziałałoby na mnie, tylko wtedy, gdybym był dziewczyną.
- No wiesz, biorąc pod uwagę twoje zmienne nastoje, wahałbym się przy stwierdzeniu, że w spodniach masz to, o czym mówisz.
- Ty! Jesteś już martwy!
Po tych słowach Chris nagle zbladł, a przed oczami, zobaczył dwójkę ludzi wpadających do niego, noc w noc. Po krótkiej chwili do Andy'ego dotarło, co powiedział i dlaczego jego przyjaciel tak zareagował. Od kiedy jego małemu braciszkowi śniły się takie rzeczy zamartwiał się o niego na okrągło.
- O matko Chris przepraszam, przecież wiesz, że jestem idiotą.
- Andy, hej Andy uspokój się, nic mi nie jest. Po prostu mój mózg podsyła mi dosyć jednoznaczne obrazy, ale to nie jest twoja wina.
- Ale...
- Ty to wiesz, ja to wiem, więc jaki jest sens wmawiać sobie kłamstwo. Tak w ogóle, po co mnie budziłeś o... - W tym momencie spojrzał na telefon i rozszerzył w zdumieniu oczy. - O szóstej rano, wyłączając mój sen.
 - Sam kazałeś mi obudzić cię o tej nieludzkiej porze, bo chciałeś iść pobiegać. Jest tam coś jeszcze. Popukał go po głowie.
- Przecież biegasz już kilka lat, codziennie wymykając się pani Julii, która uważa, z czy zgadzam się w zupełności, że nie musisz biegać, przecież i bez tego jesteś bogiem. Tylko ja sądzę, że jesteś bogiem w siatkówce panie kapitanie, a pani Julia, że w przyciąganiu do siebie dziewczyn.
-Osz ty durniu, masz.
- Poduszką! We mnie! No wiesz, co! Ty podła bestio! En gard!
- Jak możesz mnie tak ranić wiesz przez co ja przechodzę - Chris zaczął pociągać nosem.
Andy momentalnie puścił poduszkę, kończąc bitwę i podchodząc blisko przyjaciela, chcąc go pocieszyć.
Nie podejrzewał jednak, że jest to fortel mający na celu zwabić go, nieuzbrojonego, na pole wroga. Chrisowi ten podstęp wyszedł wprost idealnie.
- A masz!
- No co ty, to nie było fair!
- Haha no wiem i co haha z tym zrobisz?
- Jak to co? Oddam ci!
Niestety, co dobre szybko się kończy, więc już pół godziny później zajrzała do nich pani Julia, znając ich tendencje do wczesnego wstawania.
- Chris, dobrze, że dziś nie poszedłeś biegać, bo strasznie...- Pani Julia stanęła w pół kroku, widząc swoich podopiecznych od stóp do głów pokrytych pierzem z czegoś, co kiedyś było poduszkami.
Chłopcy widząc kobietę, szybko przybrali niewinne miny.
Chris, słysząc o czym mówiła kobieta, szybko podłapał temat.
- Tak? Coś nie tak?
- Strasznie pada. Chłopcy, co wam znowu przyszło do głowy. Toż to już czwarty komplet poduszek w tym miesiącu, który wypatroszyliście.
Prawdą było, że Andy i Chris bardzo lubili urządzać bitwy na poduszki, często przy okazji niszcząc je.
- Jak tak dalej pójdzie to będziecie spać na ziemi, bo wykończycie każdą poduszkę, która tu jest.
- Przepraszamy, pani Julio -powiedzieli chórem, tak równo, jakby długo to ćwiczyli.
- No już, już. Chodźcie tu wy moje małe szkraby. - Z uśmiechem na twarzy, zgarnęła ich w swoje ramiona, mocno przytulając.
Właśnie to w pani Julii, Chris kochał najbardziej.
Jej wielkie serce oraz to, że traktowała podopiecznych, jakby byli jej własnymi dziećmi.
- Pani Julio, jest pani kochana - Andy powiedział to, o czym myślał jego przyjaciel, choć nie mógł tego powiedzieć sam, bo uścisk pani Julii był naprawdę mocny.
- Dobrze chłopcy, a teraz powiedzcie mi. Macie zamiar gdzieś dzisiaj iść, bo nie wiem.
- Tak, mieliśmy się właśnie zbierać. - Odparł Chris w pośpiechu.
- Co, przecież my...
- My już wychodzimy, tylko musimy się ubrać.
Gdy pani Julia nie patrzyła, Chris wymierzył kuksańca swojemu przybranemu braciszkowi.
- W takim razie, ja was zostawiam chłopcy, tylko nie rozrabiajcie tu za bardzo.
Kiedy kobieta wyszła z pokoju, Andy spojrzał niby zraniony na Chrisa.
- No, co? Ruszaj się, idziemy na trening!
- Ale dziś nie ma tren...
- Ale ja jestem kapitanem i jeśli się zaraz nie ruszysz tyłka na trening, to poproszę trenera o prowadzenie dzisiejszego, a wiesz jak ja go to wygląda. Wtedy nie tylko nie będziesz miał siły na cokolwiek, ale będziesz miał na głowie stado wpienionych nastolatków z zawyżonym poziomem testosteronu.
- Okej, okej wyluzuj po prostu się zdziwiłem, nie widzę potrzeby, abyś zgłaszał to królowi, o mój Panie.
 - Pójdę zapytać się pani Julii, co jest na obiad, a ty w międzyczasie ubierz się.
- A co z tobą?
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale ja jestem już gotowy do wyjścia.
- Luzik, tylko nie plotkuj z tym aniołem w ciele kobiety, zbyt długo.
- Dobrze. A z tym aniołem masz całkowitą rację.
- Wiem.

Chris zszedł na dół szybkim, ale cichym krokiem, aby nie obudzić kolegów, którzy leniuchowali w sobotni ranek.
- I co pani Julio, wszystko gotowe?
- Tak, tak. Wszystkie rzeczy są już gotowe, czekamy tylko na solenizanta.
- A reszta mieszkańców?
- Każdy na pozycji. Czekają tylko na znak.
- Dobrze, to ja wołam Andy'ego.

- No co jest? Przed chwilą tak się spieszyłeś, a teraz mówisz mi, że jednak nie chce ci się organizować treningu, no jak tak można?
- No Andy no. Ile razy mam cię przepraszać, wiesz, że mi przykro.
- Dobra, wybaczam, ale ostatni raz. Jeszcze ci do końca nie wybaczyłem tej zagrywki, podczas bitwy na poduchy. Ale nie ważne. Chodź, zejdziemy do pani Julii, może da nam coś do przegryzienia, bo jestem strasznie głodny.
Zeszli do stołówki, ale wszędzie było ciemno. Andy wydawał się być zaniepokojony, wołał panią Julię kilka raz, aż niespodziewanie zapaliło się światło.
Z każdej z możliwych kryjówek wyskoczyły dzieciaki wołając chórkiem;
- Wszystkiego najlepszego!
Andy popatrzył niepewnie wokół, po czym zwrócił swój wzrok na Chrisa i powiedział zagubionym głosem:
- Co przegapiłem?
Chris roześmiał się, szczęśliwy po czym krzyknął:
- Masz dziś urodziny! A teraz zdmuchnij świeczki i pomyśl życzenie, matołku.
_____________________________________________________________

Hej!
Tym razem rozdział na czas, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Rozdział w planach miał być lżejszy i weselszy niż poprzedni, ale nie wiem czy to się udało.
Liczę na to, że tak.
Jeśli nie, cóż... Żywię nadzieję, że nie wpadniecie po nim w dołka.
Wiem, praktycznie zero akcji, ale jeśli tylko na to tu czekacie, to trochę sobie poczekacie.
Rozwinięcie akcji mam w planach, ale dopiero po 7 rozdziale ( przynajmniej ). Niestety nie wiem czy to się uda, bo często coś planuję, a potem moje plany sypią się jak mąka. :)
To tyle w temacie rozdziału, kończę pisać, bo jutro trzeba wcześnie wstać *szlocha*, ale takie jest życie *wzdycha*. Mówi się trudno. :)
Pozdrawiam,
Do napisania. :)

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 2

Stał na rozstaju dróg, w ponurym lesie. Nie wiedział, co ma zrobić, dokąd iść? 
W prawo?
W lewo?
A może powinien zawrócić?
Postanowił skręcić w prawo, miał nadzieję, że nie będzie tego żałować. Czuł czyjąś obecność, oczy, które go obserwowały, więc zaniepokojony, przyspieszył.
Po chwili już nie szedł, a biegł. Bał się. Bał się ciemności i tego, co się w niej kryło.
Nieoczekiwanie las się skończył.
Wybiegł na jezdnię, prosto pod koła rozpędzonego samochodu. Jednak ku jego zdziwieniu, nic mu się nie stało. Co więcej nie dość, że nic mu nie było, to auto, które chwilę wcześniej miało go potrącić...Po prostu przeniknęło przez niego, jakby był duchem. Usłyszał dźwięk pracującego silnika, więc zszedł na pobocze i odwrócił się w stronę pojazdu. W tym momencie czas dla niego się zatrzymał. Drogą jechał granatowy sedan. Do jego oczu napłynęły łzy, które po chwili zaczęły skapywać na jego policzki. To auto należało do jego rodziców, był tego pewny. Tak samo jak tego, że podczas wypadku, uległo całkowitemu zniszczeniu. 
Nagle sedan zatrzymał się z piskiem opon i silnik zgasł. Drzwi samochodu otworzyły się a z wnętrza wyszli oni. Był przekonany, że wariuje. Zaniósł się jeszcze większym płaczem. Jego martwi rodzice szli w jego stronę, ale nie to w tym wszystkim było najgorsze. Jego rodzice wyglądali jak wtedy, w kostnicy, kiedy musiał zidentyfikować ich ciała. Spalona skóra, w niektórych miejscach, z ran wciąż płynęła krew. To był przerażający widok i wiedział, że nigdy nie opuści jego głowy. Odwrócił się i zaczął biec, byleby tylko uciec od tych myśli, tego obrazu. Od nich. Słyszał ich głosy, gdy wykrzykiwali jego imię. Zatkał uszy dłońmi, a kiedy to nie pomagało, zaczął ich zagłuszać swoimi krzykami.

Alex obudził się z paniką wypisaną na twarzy. Nie wiedział, jak długo jeszcze wytrzyma znoszenie nawiedzających go snów. 
To, co wtedy przeżywał, było prawdziwą bitwą myśli i uczuć.
 Może faktycznie, Tom miał rację mówiąc o wizycie u psychologa. Co jeśli świrował?
Stop! Nie dajmy się zwariować, to tylko chwilowe, samo przejdzie.
Dobra, czas wstawać. Trzeba wziąć się w garść. Chociaż, kiedy wczoraj rozmawiał z Tomem, to wszystko wydawało się być łatwiejsze.
Musiał szukać brata, nie miał czasu, żeby rozczulać się nad sobą.
Chciał też odwiedzić grób rodziców, jeśli miał szukać Chrisa to musiał na jakiś czas opuścić miasto, więc także i rodziców. Należało iść do nich i złożyć kwiaty, zapalić znicz. Pożegnać się. Mimo to, jego serce rozpaczało, a dusza cierpiała katusze na myśl, że nie żyli i nie było żadnego sposobu, by wrócili do życia.
Alex wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić. Wstał z łóżka, zabrał ubrania i poszedł do łazienki. Tam umył się, ubrał i ochlapał swoją twarz lodowatą wodą, aby całkowicie pozbyć się myśli nie dających mu spokoju. Wyszedł z łazienki, a później  skierował swe kroki do kuchni. Zrobił sobie śniadanie, potem pozmywał po sobie naczynia.
Wziął, kolejny tego dnia, uspokajający oddech i wszedł do sypialni rodziców. Od wypadku był tam tylko raz, i to po to, żeby zabrać dokumenty umożliwiające mu usamodzielnienie się. Wtedy też, znalazł dokumenty swojego brata. Otrząsnął się z tych myśli i stanowczym ruchem otworzył drzwi do pokoju rodziców. Wszystko było takie, jak zostawili zanim wsiedli do tego przeklętego samochodu. W oczach Alexa pojawiły się łzy, które mimo jego starań, już po chwili popłynęły wartkim strumieniem po policzkach. Wiedział, że nie powinien zachowywać się jak mięczak, ale nie potrafił inaczej reagować na najmniejsze wspomnienie rodziców. O, na przykład ten zegarek  jego tata lubił nosić najbardziej, a tę książkę jego mama kochała czytać. Wytarł łzy, obrócił się i to był jego błąd. Na szafce stało zdjęcie rodziców, kiedy wpadli do basen, ale mimo tego, byli uśmiechnięci. Pamiętał to wydarzenie, przecież sam robił im zdjęcie. Zaczął się cicho śmiać, ale po  chwili śmiech przerodził się, początkowo w płacz, a później w spazmatyczny szloch. Osunął się po ścianie i dalej płacząc, podkulił nogi.
W takim stanie znalazł go Tom, który przyszedł do Alexa, aby wpierać go, kiedy będzie odwiedzał rodziców. Dla chłopaka to wszystko też wcale nie było łatwe.
 Tom bardzo lubił panią Judi, do tej pory pamiętał zapach jej wyśmienitej szarlotki, którą robiła, gdy tylko wiedziała, że Tom wpadnie, a odwiedzał Alexa bardzo często. Za panem Robertem i jego śmiesznymi historyjkami, także tęsknił. Wiedział, że teraz nie czas na wspominanie. Teraz musiał zająć się przyjacielem, który był już na skraju histerii, co nie zdarzyło mu się od czasu pogrzebu rodziców. Tom w ogóle nie poznawał kumpla, ten przed śmiercią rodziców mimo, że był odludkiem, nigdy nie płakał, a teraz robił to i w dzień, a także i w nocy. Chłopak szybko pozbierał swoje myśli, wiedział, że jego przyjaciel go potrzebuje.
Złapał Alexa za ramiona, podniósł jego brodę i zaczął mówić do niego cichym, spokojnym głosem, jak do wystraszonego zwierzęcia.
Kiedy to nie zadziałało, odsunął od siebie ciało przyjaciela i uderzył go w twarz. Dopiero to przyniosło oczekiwany rezultat i Alex spojrzał na niego swoimi zapłakanymi oczami, w których widać było ból i, które wręcz błagały o pomoc.
Tom, nie mówiąc już nic, przytulił trzęsącego się chłopaka.
Nie wiedział, na jak długo popadł w katatonię, ale był bardzo wdzięczny za te ramiona, które nie pozwalały mu, zanurzyć się w ciemności. Kiedy w końcu wyrwał się z tego otępienia, zobaczył, kto przez ten czas trzymał go, nie pozwalając mu na głębszą rozpacz. Był Tomowi tak bardzo wdzięczny, nie potrafił wyrazić tego słowami.
Ramionami mocno objął Toma i nachylił się do jego ucha:
- Dziękuję - tylko tyle, był w stanie wyszeptać. - Tak bardzo cieszę się, że cię mam. - Po tych słowach, ostatnia, słona kropelka potoczyła się po jego policzku.
Po jakimś czasie, Alex zebrał się w sobie i odsunął od przyjaciela. Ten spojrzał na niego z pokrzepiającym uśmiechem na twarzy. Ten gest mówił o wiele więcej, niż słowa.
Alex czuł, że nie jest sam, wiedział, że nawet w najgorszych chwilach jego przyjaciel będzie przy nim, by go wspierać.
Z delikatnym uśmiechem, wstał, a potem podał rękę Tomowi, pomagając mu wstać.
- Pamiętaj, że jestem z tobą, nieważne, co złego cię w życiu spotka. Wiesz przecież, że nigdy nie odwrócę się od swojej rodziny. A ty, czy tego chcesz, czy nie należysz do niej, braciszku.
Poczochrał go po włosach, po czym ponownie przytulił.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. - Westchnął Alex.
- Umarłbyś z głodu chuderlaku - zaśmiał się Tom, rozładowując atmosferę.
Jednak po chwili spoważniał.
- Chodźmy stąd. - Wyprowadził przyjaciel z pokoju, by ten nie musiał, choć przez moment, zadręczać się myślami o rodzicach.
- Tom?
- Tak?
- Wiesz, ja chyba nie czuję się na siłach, żeby tam dzisiaj iść.
Tom zrozumiał, że Alex mówił o cmentarzu.
- I tak dziś, bym cię nigdzie nie wypuścił. Jest już późno, a po za tym, jest zimno. Jeszcze tego mi brakuje, żebym musiał słuchać twojego marudzenia.
- Ej! Ja nie marudzę.
- W ogóle. Kiedy jesteś chory, nie idzie się z tobą dogadać.
- Okej, może masz trochę racji.
- Trochę?
- No okej, przyznaję. Jak jestem chory, to nie da się ze mną wytrzymać.
Obydwoje uwielbiali tak się przekomarzać, w ten pokręcony sposób pokazywali, że im na sobie zależy.
Alex nie czuł już, że jest sam. Wprawdzie, czasem był samotny, ale teraz przekonał się, że już nigdy nie będzie sam.
_____________________________________________________________
Na początku chcę się z Wami przywitać, wiec....
Hej :)
Mam nadzieję, że nie zlinczujecie mnie za te kilka dni spóźnienia, ale choroba nie wybiera, o czym wcześniej już Wam pisałam.
W szczególności podziękować chciałam Ayo Shima, który wspierał mnie ciepłymi słowami, kiedy miałam chandrę. Może innym wydaje się, że zwykły komentarz to nic, ale dla mnie znaczą one bardzo dużo. Tak, więc...Dziękuje Ayo.
Nie będę się już więcej rozpisywać, liczę, że rozdział się spodobał, a jeśli nie, to cóż...
Zawsze możecie składać zażalenia w komentarzach, jak i opinie, na temat rozdziału.
Do napisania. :)



piątek, 16 stycznia 2015

Przepraszam

Wiem, wiem, rozdział miał się dziś pojawić, ale niestety się nie pojawi.
Mój wredny Wen wyczuł moją chorobę i nie zbliżał się do mnie przez cały tydzień, w skutek czego mam tylko połowę rozdziału, a naprawdę nie chcę dzielić go na części, żeby dodać cokolwiek.
Jak coś ma się robić, to porządnie albo wcale.
Jeszcze raz przepraszam z całego serca.
Ja i mój Wen, gdy tylko go dopadnę napiszemy świetny rozdział. Postaram się dodać go w jak najbliższej przyszłości.
Mam nadzieję, że to, co złe, zostanie mi wybaczone.
Do napisania. :)

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 1

W niewielkiej, granatowej sypialni na łóżku leżał chłopak, który miał brązowe włosy.
Mógł on mieć maksymalnie 18 lat, dobrze zbudowany. Zwykle jego twarz była bez skazy, a dziewczyny, spokojnie mogły określić go mianem ciacha.
Mimo tego, teraz oblicze Alexa, bo tak ów chłopak miał na imię, wcale nie wyrażało rozluźnienia, wręcz  przeciwnie, odznaczało się na nim wielkie cierpienie.
Nagle, nastolatek zerwał się z łóżka, szybkimi haustami łapiąc powietrze. Łzy spływały strumieniami po jego policzkach, a w oczach widoczne były strach i odrobina obłędu. Potrząsał głową chcąc odgonić od siebie widok martwych rodziców. Wbrew słowom, że czas leczy rany, rany Alexa nawet nie zaczęły się zabliźniać, choć rodzice jego zginęli przeszło miesiąc wcześniej. Nie chciał przyjąć do wiadomości faktu, że ludzie, którzy byli mu najdrożsi, odeszli w ciągu jednej chwili i to przez jakiegoś  pacana, który prowadził pod wpływem alkoholu. Kiedy dowiedział się, że jego rodzice zginęli przez jakiegoś pijaka, najpierw szalał z wściekłości, życząc wszystkiego, co najgorsze temu człowiekowi, ale szybko uświadomił sobie, że gorszy los nie mógł go spotkać. Czekało go dożywocie w więzieniu, a oprócz tego, wyrzuty sumienia, że zabił dwoje ludzi i pozbawił go rodziców,  na pewno nie dadzą mu o sobie zapomnieć.
 Zerwał się z łóżka i zaczął szybko chodzić po pokoju, rozmyślając o rodzicach i o tym, czego już nigdy nie będzie mógł odzyskać. Na stoliku, stojącym koło łóżka, leżały dwie fotografie. Jedna przedstawiała jego rodziców, przytulających się i uśmiechających w stronę Alexa.
Natomiast na drugim ze zdjęć sfotografowany został 17 letni chłopak, który wyglądał dokładnie tak jak Alex. Jedyną rzeczą, różniącą ich od siebie, był kolor włosów, ponieważ nastolatek na zdjęciu miał włosy czarne jak smoła.
Alex zaczął zastanawiać się, dlaczego rodzice nigdy nie powiedzieli mu, o istnieniu bliźniaka?
Do cholery, to był jego brat!
Jakby tego było mało, to jeszcze bliźniak!
Pomimo śmierci rodziców, czuł, że jeszcze długo będzie miał do nich żal.
Gdyby nie to, że nie żyli pewnie nigdy nie poznałby prawdy. Szukał w sypialni  rodziców, dokumentów, mających pomóc mu w uzyskaniu pełnoletności prawnej i możliwości decydowania o sobie, jak dorosły. Miał 17 lat za 2 miesiące już 18, nie chciał trafiać na ten czas do rodziny zastępczej lub do domu dziecka. Dlatego z pomocą prawnika rodzinnego oraz dzięki informacją ujętym w testamencie udało mu się uzyskać pełną kontrolę nad własnym życiem.
Gdy tak dumał, uzmysłowił sobie jedno.
Musiał odnaleźć bliźniaka.
 Nie wiedział jeszcze jak to zrobić, ale o to mógł martwić się później. Teraz po jego głowie chodziły myśli o tym, co ma zrobić z przyjacielem, który nie wyobrażał sobie, zostawić go na pastwę losu w tak trudnej sytuacji. Jak na zawołanie rozległ się dzwonek do drzwi, lecz Alex ani myślał ruszać się z pokoju.
Stwierdził, że nie będzie paradował przed przyjacielem w bokserkach, nawet przed tym najlepszym.
W pośpiechu ubrał pierwsze lepsze jeansy i ubrał na górę podkoszulek, a na to narzucił bluzę.
Ledwo, co zapiął zamek bluzy, kiedy drzwi jego pokoju otwarły się z wielkim hukiem, a w nich stanął jego najlepszy kumpel z bananem na twarzy.
- Siemanko!!!Jak tam humorek księżniczko? - rzucił na przywitanie, wiedząc jak na to zareaguje kumpel.
- Aw! Nie nazywaj mnie tak! Zrozumiano?! - Wykrzyknął z furią brązowowłosy.
- Dobrze, już dobrze, nie denerwuj się tak, Złość piękności szkodzi.
Wiedział, że Tom mówi tak, po to, by go rozśmieszyć, ale bardziej go rozzłościł niż rozbawił.
Thomas widząc, że Alex jest na skraju i jeszcze chwila, a to dla niego nie skończy się dobrze, postanowił zmienić temat.
- Coś ty taki nie w sosie? - I nie pozwalając mi nic powiedzieć, kontynuował, jednak tym razem już na poważnie - Znów to samo, prawda? Znowu ci się to śniło?
Alex milczał, nawet nie starając się wtrącać w wywód przyjaciela, bo wiedział, że marnie by wtedy skończył. Wśród znajomych Toma panowała niepisana zasada, że po żadnym pozorem nie  należy przerywać kazania chłopaka. Najczęściej, osobą, które to zrobiły zdarzały się różne dziwne wypadki, jak włosy przefarbowane na różowo, czy nagły atak mocnej biegunki.
Alex liczył się ze swoimi włosami, co więcej bardzo je lubił, więc, by nie narażać się chłopakowi, siedział cicho.
- Alex! Alex, czy ty w ogóle mnie słuchasz? Proszę, powiedz mi czy masz dalej te sny, ja po prostu chcę ci pomóc, ale musisz mówić mi, co się dzieje.
Ok?
- Tak, tak... - Wiedział, że przyjaciel ma rację, ale po prostu nie chciał po raz kolejny myśleć o snach nawiedzających go noc w noc.
Tom bardzo martwił się o przyjaciela, zdawał sobie sprawę z tego, że widok martwych rodziców, do tego tak zmasakrowanych nie jest ani trochę miły. Uważał, że Alex powinien pójść do psychologa, bo po tak wielkiej traumie jaką przeżył, nie jeden, by się nie pozbierał.
- Tom, wiem, że się o mnie martwisz i na prawdę doceniam twoją troskę o moją osobę, ale serio, nic mi nie jest.  
- Ale Alex...
- Tom do jasnej ciasnej nie mam 5 latek, umiem o siebie zadbać. A jeśli jeszcze raz z twoich ust padnie słowo psycholog, przysięgam, że cię poćwiartuję, wskrzeszę, podpalę, potem zakopie, odkopie, wskrzeszę, a na końcu znów zabiję.
Mimo słów, które wypowiedział, wcale nie był zły na przyjaciela, tylko nie miał już sił, żeby udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Przez moment patrzył się tępo w ścianę, próbując powstrzymać się od wybuchu, lecz niezbyt mu to wyszło.
Opadł na łóżko, schował twarz w rękach i po chwili  najzwyczajniej w świecie, rozpłakał się jak dziecko.
- Alex, hej Alex jestem przy tobie nie załamuj się, masz jeszcze mnie. - Tom był przerażony, choć starał się zachować trzeźwy umysł. Nigdy wcześniej nie widział kumpla w takim stanie.
- Ja.......ja.....ja po prostu tak nie potrafię, nie potrafię uśmiechać się jednocześnie, umierając w środku. Czasem, czasem zastanawiam się czy nie byłoby lepiej, gdybym był wtedy w samochodzie, razem z rodzicami. - Mówił, ciągle nie przestając szlochać.
- Alex, nawet tak nie myśl. Spójrz, masz jeszcze kumpla. Ty wiesz, co ja bym przeżywał, z kim miałbym wymyślać te wszystkie numery, co?
- Znalazłbyś nowego, najlepszego przyjaciela.
- Dobra, widzę, że tak się nie dogadamy. Okej, zamknij oczy. Już? Teraz wyobraź sobie, że twoi rodzice nie żyją.
- To akurat nie jest takie trudne...
- Ci...Teraz pomyśl, że masz brata. Brata, mieszkającego  w sierocińcu, który nie zna i nigdy już nie pozna rodziców. Pomyśl, on mimo, że ich nie pozna, ciągle ma szansę na poznanie braciszka.
- Tom, wiesz co?
- Hmm?
- Jesteś najlepszym kumplem na świecie.
- Wiem o tym, jestem genialny.
- No, nie pochlebiaj sobie. Ale i tak, dziękuję ci.
-  Za co?
- No jak, za co? Gdyby nie ty, dalej bym użalał się nad sobą, a teraz przynajmniej mam cel, do którego będę dążył. Nie mogę być słaby, rodzice by tego nie chcieli. Muszę być silny, dla Chrisa.
- Co chcesz zrobić?
- Jak to, co? Poznać go.
- Ale jak? Przecież ty nawet nie wiesz, gdzie on teraz jest.
- Odnajdę go - powiedział z determinacją w głosie.
Postanowił sobie być silnym dla brata i miał zamiar wytrwać, w tym postanowieniu.
_____________________________________________________________
Hej!
Przede wszystkim, Szczęśliwego Nowego Roku, żebym mój Wen nie chował się przede mną.:)
W ramach Postanowienia Noworocznego, jestem milsza dla ludzi, więc jeśli chcecie wiedzieć jak wyobrażam sobie bohaterów mojego opowiadania, cofnijcie się o jedną notkę w tył.
Tak, tak wiem jestem genialna, jednak zdjęcia bohaterów były dobrym pomysłem(ja na to wpadłam, więc to musi być prawda).
Rozdział pierwszy za nami, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu, a jak nie. Cóż postaram się nie płakać za dużo.;)
Liczę na komentarze, bo wiecie, mój Wen jest bardzo niesforny i leniwy. Jak Scooby-Doo  musi jeść Scooby chrupki, tak Wen  musi jeść komcie.:D
Do napisania. :)