sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 7

- Andy! Nisko na nogach, nisko! I przestań się tak szczerzyć!
- Panie trenerze, czemu pan nie ćwiczy?
- Pięć kółek wokół sali Luke!
- Tak jest panie trenerze!
Chris westchnął głęboko, modląc się o cierpliwość do tych patafianów.
W myślach klął na trenera i obiecywał sobie, że już nigdy nie da się wkręcić w zastępowanie go.
Po chwili westchnął ponownie, bo uświadomił sobie, że nie ostatni raz to robił. Był tego pewien, gdyż, jako kapitan drużyny, nie mógł pozwolić, by wypadli z formy przez niewystarczającą ilość treningów.
Powód nieobecności trenera był prosty.
Dwa dni wcześniej został ojcem cudnej Gwendolyn i nie miał głowy do treningów, a Chris, jako kapitan zgodził się przejąć jego obowiązki.
- Dobra chłopaki, koniec tej dziecinady! Jesteśmy mistrzami, a ja nie mam zamiaru nikomu oddawać naszego pucharu, więc weźcie się do roboty!
Andy podszedł do kumpla, pochylił się w jego stronę i teatralnych szeptem powiedział:
- Nie wiem czy wiesz, ale duch trenera w ciebie wstąpił i teraz nawet gadasz jak on.
Wszyscy obecni na sali usłyszeli jego słowa i momentalnie zaczęli się śmiać, znając charakter ich trenera.
Jedyną osobą, której nie było do śmiechu był Chris.
Chłopak rzucił kumplom oschłe spojrzenie, a później przydzielił karne okrążenia.
Podczas, gdy drużyna odbywała karę, Chris przypomniał sobie kiedy przyszedł na ostatni trening, a jego koledzy prawie go nie poznali.
Prychnął rozbawiony, na wspomnienie kumpli, ich wybałuszonych oczu i ust otwartych ze zdziwienia.
Śmiech zamarł na jego ustach, gdy zakręciło mu się w głowie.
Już po chwili poczuł, że coś jest nie tak.
Serce biło mu dwa razy szybciej, miał problem ze złapaniem oddechu, a na dodatek jego wzrok stawał się rozmyty.
Żadne dźwięki nie docierały do jego świadomości.
Usłyszał krzyk.
Rozdzierające, rozpaczliwe wołanie o pomoc.
Obrócił się by poznać źródło owego hałasu, lecz po chwili zorientował się, że to właśnie on krzyczy.
Żebra bolały go niemiłosiernie, ale to nie ból go zszokował.
Zdezorientowany, popatrzył na sylwetkę chłopaka siedzącego obok niego. Blondyn nie ruszał się, nie oddychał. Jego twarz wyglądała przerażająco, cała zakrwawiona, blada i taka...nieżywa.
Poczuł mdłości na myśl, że osoba obok niego jest martwa.
Po raz kolejny usłyszał ten głos.
Swój głos.
Mówił o jakimś chłopaku, jednak nie był w stanie usłyszeć jego imienia.
Błagał chłopaka o to, by ten go nie zostawiał, nie przestawał płakać.
Chris nie kontrolował słów, które wychodziły z jego ust, czuł jak gdyby on ich nie wypowiadał.
Po pewnym czasie nie miał już siły krzyczeć, więc tylko szlochał, gdy poczuł, że ktoś szarpie go za ramię i woła jego imię.
Otworzył oczy i powiódł nieprzytomnym spojrzeniem po osobach nad sobą.
W pierwszej chwili mocno się przestraszył, lecz zaraz zrozumiał, że znowu mu odbija i to nie w nocy.
Nad nim z troską i przerażeniem wymalowanymi na twarzy stał Andy, a za nim stała reszta drużyny, również z zaniepokojeniem na twarzy.
Pierwszą osobą, która odważyła się przerwać milczenie był Andy.
Szybko doskoczył do przyjaciela i nie słuchając, co ten ma mu do powiedzenia, zaczął sprawdzać czy nic mu się nie stało.
Chrisa zdenerwowało zachowanie Andy'ego, wiedział, że ten się martwił, ale to nie był powód, by zachowywać się w stosunku do niego niczym nadopiekuńcza kwoka. Nie był dzieciakiem.
Na  dodatek nie musiał go zawstydzać przy kumplach z drużyny.
Gdy odsuwanie się z zasięgu rąk przyjaciela nie pomagało, Chris nie wytrzymał:
- Andy! Dzięki za tę troskę, ale przeżyję...
Kiedy wypowiedział te słowa w jego głowie pojawił się obraz trupio-bladego blondyna.
Gwałtownie zbladł i głośno przełknął ślinę, co nie umknęło uwadze jego przyjaciela.
- Chris, to przestaje być zabawne, dasz radę dojść do domu?
Chłopak niepewnie pokiwał głową.
Andy przejął dowodzenie.
Odwrócił się w stronę kumpli i powiedział:
- Chłopaki, sądzę, że dalszy trening nie ma większego sensu. Mam nadzieję, że to czego świadkami byliście nie wyjdzie poza nasze grono. Okay?
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, prawie wszyscy...
- Ale...
- Luke, wiem, że się martwisz, ale niepotrzebnie.
- Gdyby coś było nie tak, dasz nam znać, okay?
- Będziesz jedną z pierwszych osób, które się dowiedzą. A teraz przepraszam, ale musimy już iść.
- Uważajcie na siebie.
- Będziemy, pa.
Wyszli z budynku, Chris trochę niepewnie, opierając się o Andy'ego, który niósł ich torby ze strojami do siatkówki. Na szczęście, ich sierociniec znajdował się tylko kilka przecznic dalej. Andy nie wyobrażał sobie, by udało im się przejść więcej niż to.
Po najdłuższych 15 minutach w życiu Chrisa, wreszcie doszli na miejsce.
Pani Julia, gdy tylko ich zobaczyła, przeraziła się niemal na śmierć.
Gdy ją uspokoili, usiedli na kanapie, z herbatą grzejącą ich w ręce, a Andy szybko opowiedział o nagłym zasłabnięciu przyjaciela.
Po chwili oboje patrzyli na Chrisa, oczekując od niego odpowiedzi.
- Ja naprawdę nie wiem, czemu to się stało. Poczułem mocny skurcz, gdzieś w okolicach serca, a potem...
Potem opowiedział po kolei, co tak naprawdę się wydarzyło.
Andy dodał parę groszy od siebie, wspominając o jego nocnych koszmarach i opisując ich przebieg.
Kończąc swoją opowieść, Chris odważył się wypowiedzieć myśli, które przez cały czas krążyły po jego głowie.
- Wydaje mi się, że to zdarzyło się naprawdę, że ten chłopak naprawdę nie żyje.
Andy zadał pytanie, które budziło jego wątpliwości.
- Ale czemu to widziałeś? Jeszcze mi powiedz, że widziałeś to oczami pasażera, to chyba padnę na miejscu.
- Ja nie wiem, czemu to widziałem. Za to wiem, że to wydarzyło się naprawdę. Poza tym, czuję dziwną więź z tym chłopakiem. Ja...ja patrzyłem jego oczami.
- Skąd wiesz, że to był chłopak?
- Czuję to.
- Oczywiście, a zaraz usłyszę, że jesteś medium.
- Chłopcy dość! Myślę, że mam dobre wyjaśnienie tej sytuacji - do akcji wkroczyła pani Julia, wiedząc jak potrafią wyglądać kłótnie między tą dwójką.
Nie miała ochoty ich rozdzielać.
Czuła, że to najwyższa pora by wyznać informacje, o których wiedziała od tak dawna, a które tak bardzo jej ciążyły.
Chłopcy, słysząc poważny i smutny ton opiekunki popatrzyli na nią ze zdziwieniem. Zwykle była bardzo pogodną osobą i nie potrafili zrozumieć, co mogło zasmucić ją do tego stopnia.
Kobieta głęboko westchnęła, po czym zaczęła mówić:
- Chris, w dniu, w którym cię poznałam, byłeś malutkim szkrabem, zawsze roześmianym, tak bardzo radosnym. Jednak byłeś wątłego zdrowia, lekarz nie dawali ci zbyt dużych szans na przeżycie. A ty stoisz tu przede mną tak samo radosny i uśmiechnięty jak wtedy. Traktuje cię jak syna. Ciebie Andy także uważam za swoje dziecko. Wracając do historii, osoby, które cię oddały, nie chciały podać swoich danych, powiedzieli jedynie o tym, jak się nazywasz, że chorujesz i...
- I? Pani Julio, co jeszcze mówili?
- Mówili...mówili, że masz rodzeństwo, brata.
- Ja...ja mam brata?
- Tak, masz. Bliźniaka.
- Że co?! Nie, to niemożliwe!
Chris wstał i zaczął niespokojnie chodzić po pokoju.
- Dlaczego nie wiedziałem tego wcześniej?! Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?!
- Chris zrozum mnie! Nie chciałam cię stracić! A mówię ci teraz, bo....bo to może mieć spory wpływ na to, co ostatnio przeżywasz.
- Za chwilę wyjaśnisz mi o czym mówisz, ale najpierw powiedz mi, czemu niby myślałaś, że mnie stracisz?
- Bałam się, że pomyślisz, że skoro masz rodzinę to ja jestem zbędna i że po prostu stąd odejdziesz.
- Powiedziałaś, że jestem dla ciebie jak syn, prawda? - Chłopak poczekał na przytaknięcie kobiety, później kontynuował. - To wyobraź sobie, że ty jesteś moją matką. Kocham cię i w życiu bym ci tego nie zrobił. Niech pani nie myśli o tym, dobrze pani Julio?
- Tak, tak...
- No, niech pani już tak nie płaczę. Braciszku, pomożesz? - Zwrócił się do Andy'ego o pomoc.
Chłopak, by zmienić temat, zadał kobiecie pytane:
- Czemu uważa pani, że to, co się dzieje z Chrisem ma związek z jego bratem?
- A co takiego wiecie o bliźniętach?
- To rodzeństwo, jeśli są jednojajowi, są identyczni. I co z tego?
- Nie, nie o to mi chodzi. Otóż bliźnięta, a szczególnie bliźniaki jednojajowe, są ze sobą związane bardzo mocno. Są wyjątkowe. W medycynie odnotowano kilka przypadków, kiedy, gdy jeden z bliźniaków się skaleczył, drugi odczuwał ból. Przeżywali te same rzeczy. To dlatego mówi się, że bliźniacy to jedna dusza w dwóch ciałach.
- Więc to, co mi się śni i to, co się dziś zdarzyło...
- Tak, twój brat mógł być osobą, z którą czułeś więź.
Chris patrzył to na Andy'ego, to na panią Julie zagubionym wzrokiem.
- Więc, co ja mam teraz zrobić?_____________________________________________________________
Hejooo!!!
Wiem, rozdział miał być w zeszłym tygodniu, ale coś nie wyszło więc jest teraz.
Lepiej późno niż wcale, nieprawdaż?
Nie gniewajcie się, proszę.
Mam nawał obowiązków (wymówka!)
Zrywam się *macha białą chusteczką*
Do napisania. :)

4 komentarze:

  1. Witaj :) zgodnie z Twoją prośbą informuję Cię o kolejnym, drugim już rozdziale na http://hogwart-my-new-school.blogspot.com :)) serdecznie zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. zacząłem czytać twojego bloga dwa dni temu i tak mnie wciągła ta historia że przeczytałem całość... genialny blog...

    OdpowiedzUsuń
  3. O jeju...
    Nawet nie wiesz, jak się ciesze z tego, że nie tylko przeczytałeś, ale i zostawiłeś po sobie ślad.
    Genialny?
    Ja uważam, że jest sporo rzeczy, które trzeba dopracować, ale sam fakt, że kolejna osoba ma dobre zdanie o tym opowiadaniu to po prostu cud.
    Zakładając bloga nie sądziłam, że ktokolwiek choćby przeczyta moje wypociny, a co dopiero skomentuje.
    Dziękuję :)
    Bye bye

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    Chris odczuwał cały czas to co działo się z bratem, poznał prawdę, bardzo smutne jest to, oddali go bo był chory, bardzo przykre, proszę Cię powiedz, że przeżyli obaj, proszę....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń