Tak, tak.
Tytuł mówi sam za siebie.
Jako że aktualnie świętuje urodziny mojego Fenusia (♥), nie mogę dziś dodać ani shota ani niczego innego, dlatego zamieszczam informację, żebyście nie oczekiwali notki innej niż ta, gdyż taka się nie pojawi.
Poza tym, nawet gdybym miała czas dodać cokolwiek (a nie mam), mój Wen nie jest w stanie całkowitej trzeźwości, więc nie będę zadręczać Was jego bełkotem.
To chyba tyle.
Mam nadzieję, że nie czujecie zbyt dużego rozczarowania, a jeśli tak, możecie wyrazić je w komentarzu.
No, więc...
Do napisania. :)
Wenek! Złaź z tej lampy, bo spadnie..
...........................
Ostrzegałam Cię!
Nic ci nie jest?
Nie strasz mnie tak!
Wstyd mi za Ciebie!
Co zrobić, gdy życie rozpada ci się na kawałki? Jak je poskładać z powrotem i żyć dalej, mimo bólu? Takie pytania zadaje sobie 17 letni Alex. Sądzi,że jego życie straciło sens. Czy aby na pewno?
piątek, 27 marca 2015
sobota, 21 marca 2015
Rozdział 5
W sobotę, Chris obudził się nie w humorze.
Od urodzin Andy'ego minęło kilka dni, a on miał wrażenie, że upłynęły lata. Każdy dzień wyglądał tak samo. Pobudka, szkoła, trening, sen.
W prawdzie w weekend, miał czas na odpoczynek, lecz nie robił wtedy nic produktywnego.
Rutyna wkradała się w jego życie, a on nie chciał do tego dopuścić.
Chciał adrenaliny.
Postanowił, że czas zmienić coś w swoim życiu.
Chciał adrenaliny.
Postanowił, że czas zmienić coś w swoim życiu.
Pierwszą rzeczą, którą zrobił, było namówienie pani Julii, by zajęła Andy'ego jakąś pracą.
On sam musiał mieć trochę czasu dla siebie, przynajmniej taką wersję usłyszała kobieta.
Nie było specjalnie trudno ją przekonać, gdyż potrzebowała pomocy w kuchni, a jego przyjaciel, wbrew pozorom, potrafił świetnie gotować.
On sam musiał mieć trochę czasu dla siebie, przynajmniej taką wersję usłyszała kobieta.
Nie było specjalnie trudno ją przekonać, gdyż potrzebowała pomocy w kuchni, a jego przyjaciel, wbrew pozorom, potrafił świetnie gotować.
Jak mawia pani Julia, był wręcz idealnym materiałem na męża.
Miał z głowy nadpobudliwego orangutana, jak często nazywał Andy'ego, kiedy ten nie mógł go usłyszeć. Skierował się w stronę łazienki, stanął przed lustrem i patrzył.
Zastanawiał się, co w swoim wyglądzie nie podoba mu się najbardziej. Po chwili, stwierdził, że na początek, do odstrzału pójdą włosy. Nie przepadał za nimi, ich kolor był nijaki, a długość, sprawiała, że nie miał ochoty patrzeć w lustro.
Postanowił, że później pokręci się trochę po mieście i może przyjdzie mu jakiś pomysł do głowy.
W tej chwili cieszył się, że podczas każdych wakacji, razem z Andy'm, znajdowali sobie dorywcze prace, bo dzięki temu miał sporą sumkę pieniędzy w skarbonce. Andy nie miał, aż tyle oszczędności, a to dlatego, że sam nie był zbyt oszczędny w swoich drobnych wydatkach.
Wyszedł z pokoju, po czym poszedł w stronę kuchni, by porozmawiać z aniołem tego miejsca, panią Julią.
Miał spore szczęście, bo, gdy już prawie chwytał za klamkę, drzwi otworzyły się, a kobieta wyszła przez nie.
- O! Co cię tu sprowadza?
Chris przyłożył palec do ust, pokazując opiekunce, by była cicho. Wskazał na drzwi, a potem na siebie i jeszcze raz na drzwi.
- Chodzi ci o Andy'ego?
Chłopak pokiwał głową.
- Nie martw się o to, wysłałam go do sklepu, po kilka rzeczy.
- To dobrze, bo zaczynały mnie męczyć te kalambury.
- Więc opowiadaj, o co chodzi?
- Chcę zrobić coś ze swoim życiem i mam zamiar zacząć od wyglądu.
- Rozumiem. Czego ci trzeba?
- Tylko jednego: wiarygodnej przykrywki.
- Andy nie może się dowiedzieć?
- Dokładnie.
- Załatwione. Ale obiecaj mi jedno.
- Tak?
- Zobaczę twój nowy wygląd jako pierwsza.
- Jasna sprawa.
Kierował się do wyjścia, kiedy przypomniał coś sobie i odwrócił się do pani Julii.
- A i jeszcze jedna sprawa. Lepiej, żeby była pani przygotowana na wszystko. Dosłownie.
Kobieta przez chwilę na niego patrzyła, a później powiedziała:
- A rób jak chcesz, byleby z tego dzieci nie było.
Chris odwrócił się w stronę kobiety, patrząc na nią wielkimi oczami, a ona zaczęła się śmiać.
- No idź już, idź, bo za moment przyjdzie tu twój wierny towarzysz - powiedziała, cały czas śmiejąc się.
- Niech mi pani życzy szczęścia, przyda się.
Wyszedł z budynku, a potem poszedł w stronę miasta główną drogą. Wiedział, że nie spotka Andy'ego, bo on chodził na skróty, nigdy główną drogą.
Z daleka widać było, w którym z budynków, znajduje się fryzjer, gdyż neon był mocno widoczny.
Wszedł do środka i po krótkim przywitaniu usiadł na fotelu.
- Chciałby pan zrobić coś oprócz ścięcia tej lwiej grzywy.
- Zastanawiałem się nad przefarbowaniem. Ma pani dla mnie jakąś propozycje?
- Owszem, mam kilka ciekawych pomysłów.
- A więc zdam się na panią. Żebym tylko łysym nie został i to mi wystarczy.
- Och, mam nadzieję, że efekt końcowy pana zadowoli.
- Z pewnością.
Nie wdając się w dłuższe rozmowy, fryzjerka zabrała się do pracy.
Chris czuł się bardzo nieswojo, nie lubił przesadnego szumu wokół niego, ale stwierdził, że musi to przeboleć.
Minęły wieki, oczywiście według chłopaka, nim kobieta wypuściła go ze swych szponów.
- I jak się podoba?
Chris musiał się bardzo mocno starać, żeby nie zamiatać szczęką podłogi, a i tak niezbyt mu to wychodziło.
Po bokach miał wygolone włosy, środek postawiony na żelu. Plusem było to, że nie były już długie jak wcześniej. Jednak nie to było najważniejsze.
Miał czarne włosy!
I musiał przyznać, że wyglądał w nich dobrze.
Bardzo dobrze.
Po chwili otrząsnął się, podziękował za fryzurę, zapłacił i wyszedł
Swoje kroki skierował do sklepu z ubraniami.
Postanowił całkiem zmienić styl ubierania.
Do tej pory chodził w najzwyklejszych bluzach i powyciąganych jeansach, więc uznał, że najwyższa pora to zmienić.
Przy pomocy pracownicy sklepu znalazł ubrania w jego guście, a kobieta oceniła jego wygląd na mega ciacho, po czym zaśmiała się z własnej wypowiedzi.
Kupił sporo ciuchów i wychodząc ze sklepu wyglądał niczym tragarz, ponieważ był obładowany torbami z ubraniami, z każdej możliwej strony.
Za to jego wygląd powalał. Prócz czarnych jeansów, miał na sobie rozpiętą zielono-czarną koszulę w kratkę, pod którą schowany był najzwyklejszy t-shirt.
W połączeniu z nową fryzurą wyglądał jak młody bóg.
Chris czuł, że czegoś jeszcze mu brakuje.
Zorientował się czego, gdy przechodził obok studia tatuażu i piercingu.
Bez wahania wszedł do środka.
Godzinę później opuścił studio z kolczykiem w prawym uchu i uśmiechem na twarzy.
Zastanawiał się kto pierwszy go zabije. Pani Julia, czy może Andy.
Dowiedział się zaledwie dwadzieścia minut później, gdy przekroczył próg sierocińca.
- Stary, gdzieś ty był tyle czasu! Miałeś wyjść tylko na...
W tym momencie Andy'emu zabrakło słów, bo zobaczył jak wygląda przyjaciel.
Otwierał i zamykał usta, jak ryba wyjęta z wody.
Zmierzył spojrzeniem całą jego sylwetkę, od stóp zaczynając, poprzez fryzurę, a kończąc na kolczyku, który wręcz błyszczał odblaskowym światłem, zwracając na siebie uwagę.
- Co się tu dzieje Andy?
Pani Julia nie była ani trochę zdziwiona zmianami w wyglądzie Chrisa.
No, może ten kolczyk ją trochę zaskoczył, ale tylko odrobinę
- Chris, wyglądasz cudownie!
- Tak słyszałem.
- A możesz powiedzieć mi, co stało się Andy' emu?
- Wydaje mi się, że zobaczył bazyliszka i to dlatego.
Pani Julia zaśmiała się głośno.
W końcu Andy ocknął się.
- Nic z tego nie rozumiem, ale muszę przespać się z tymi myślami, które nawiedzają mnie w tej chwili.
Kobieta wyglądała na lekko zmartwioną.
- Och, no dobrze. Ale nie śpij za długo.
- Niech się pani nie martwi, nie umrę od snu. Chyba.
Chris uśmiechnął się pocieszająco w jego stronę, po czym odwrócił z powrotem do opiekunki.
- Ale wie pani co, jest jeden plus.
- Jaki?
- W ciąże to on raczej nie zajdzie.
Kończąc to zdanie, zaczął wbiegać po schodach.
Wiedział, że ma chwilę czasu, gdyż dopiero po chwili usłyszał wściekły krzyk:
-Chris! Zabiję cię!
_____________________________________________________________
Hej!
Sądzę, że spóźnianie się mam we krwi.
Jeszcze nie wiem po kim, ale rozwiąże tę zagadkę.
Nie wiem jak Was przepraszać (znowu), więc po prostu napiszę to.
PRZEPRASZAM ;(
Mam nadzieję, że przebaczycie me winy.
Weźcie pod uwagę choćby to, że jestem chora (znowu) i mam dziwne przeczucie, że jeszcze nie raz będę.
Nie będę Was zanudzać paplaniną szaleńca, więc...
Do napisania. :)
Miał z głowy nadpobudliwego orangutana, jak często nazywał Andy'ego, kiedy ten nie mógł go usłyszeć. Skierował się w stronę łazienki, stanął przed lustrem i patrzył.
Zastanawiał się, co w swoim wyglądzie nie podoba mu się najbardziej. Po chwili, stwierdził, że na początek, do odstrzału pójdą włosy. Nie przepadał za nimi, ich kolor był nijaki, a długość, sprawiała, że nie miał ochoty patrzeć w lustro.
Postanowił, że później pokręci się trochę po mieście i może przyjdzie mu jakiś pomysł do głowy.
W tej chwili cieszył się, że podczas każdych wakacji, razem z Andy'm, znajdowali sobie dorywcze prace, bo dzięki temu miał sporą sumkę pieniędzy w skarbonce. Andy nie miał, aż tyle oszczędności, a to dlatego, że sam nie był zbyt oszczędny w swoich drobnych wydatkach.
Wyszedł z pokoju, po czym poszedł w stronę kuchni, by porozmawiać z aniołem tego miejsca, panią Julią.
Miał spore szczęście, bo, gdy już prawie chwytał za klamkę, drzwi otworzyły się, a kobieta wyszła przez nie.
- O! Co cię tu sprowadza?
Chris przyłożył palec do ust, pokazując opiekunce, by była cicho. Wskazał na drzwi, a potem na siebie i jeszcze raz na drzwi.
- Chodzi ci o Andy'ego?
Chłopak pokiwał głową.
- Nie martw się o to, wysłałam go do sklepu, po kilka rzeczy.
- To dobrze, bo zaczynały mnie męczyć te kalambury.
- Więc opowiadaj, o co chodzi?
- Chcę zrobić coś ze swoim życiem i mam zamiar zacząć od wyglądu.
- Rozumiem. Czego ci trzeba?
- Tylko jednego: wiarygodnej przykrywki.
- Andy nie może się dowiedzieć?
- Dokładnie.
- Załatwione. Ale obiecaj mi jedno.
- Tak?
- Zobaczę twój nowy wygląd jako pierwsza.
- Jasna sprawa.
Kierował się do wyjścia, kiedy przypomniał coś sobie i odwrócił się do pani Julii.
- A i jeszcze jedna sprawa. Lepiej, żeby była pani przygotowana na wszystko. Dosłownie.
Kobieta przez chwilę na niego patrzyła, a później powiedziała:
- A rób jak chcesz, byleby z tego dzieci nie było.
Chris odwrócił się w stronę kobiety, patrząc na nią wielkimi oczami, a ona zaczęła się śmiać.
- No idź już, idź, bo za moment przyjdzie tu twój wierny towarzysz - powiedziała, cały czas śmiejąc się.
- Niech mi pani życzy szczęścia, przyda się.
Wyszedł z budynku, a potem poszedł w stronę miasta główną drogą. Wiedział, że nie spotka Andy'ego, bo on chodził na skróty, nigdy główną drogą.
Z daleka widać było, w którym z budynków, znajduje się fryzjer, gdyż neon był mocno widoczny.
Wszedł do środka i po krótkim przywitaniu usiadł na fotelu.
- Chciałby pan zrobić coś oprócz ścięcia tej lwiej grzywy.
- Zastanawiałem się nad przefarbowaniem. Ma pani dla mnie jakąś propozycje?
- Owszem, mam kilka ciekawych pomysłów.
- A więc zdam się na panią. Żebym tylko łysym nie został i to mi wystarczy.
- Och, mam nadzieję, że efekt końcowy pana zadowoli.
- Z pewnością.
Nie wdając się w dłuższe rozmowy, fryzjerka zabrała się do pracy.
Chris czuł się bardzo nieswojo, nie lubił przesadnego szumu wokół niego, ale stwierdził, że musi to przeboleć.
Minęły wieki, oczywiście według chłopaka, nim kobieta wypuściła go ze swych szponów.
- I jak się podoba?
Chris musiał się bardzo mocno starać, żeby nie zamiatać szczęką podłogi, a i tak niezbyt mu to wychodziło.
Po bokach miał wygolone włosy, środek postawiony na żelu. Plusem było to, że nie były już długie jak wcześniej. Jednak nie to było najważniejsze.
Miał czarne włosy!
I musiał przyznać, że wyglądał w nich dobrze.
Bardzo dobrze.
Po chwili otrząsnął się, podziękował za fryzurę, zapłacił i wyszedł
Swoje kroki skierował do sklepu z ubraniami.
Postanowił całkiem zmienić styl ubierania.
Do tej pory chodził w najzwyklejszych bluzach i powyciąganych jeansach, więc uznał, że najwyższa pora to zmienić.
Przy pomocy pracownicy sklepu znalazł ubrania w jego guście, a kobieta oceniła jego wygląd na mega ciacho, po czym zaśmiała się z własnej wypowiedzi.
Kupił sporo ciuchów i wychodząc ze sklepu wyglądał niczym tragarz, ponieważ był obładowany torbami z ubraniami, z każdej możliwej strony.
Za to jego wygląd powalał. Prócz czarnych jeansów, miał na sobie rozpiętą zielono-czarną koszulę w kratkę, pod którą schowany był najzwyklejszy t-shirt.
W połączeniu z nową fryzurą wyglądał jak młody bóg.
Chris czuł, że czegoś jeszcze mu brakuje.
Zorientował się czego, gdy przechodził obok studia tatuażu i piercingu.
Bez wahania wszedł do środka.
Godzinę później opuścił studio z kolczykiem w prawym uchu i uśmiechem na twarzy.
Zastanawiał się kto pierwszy go zabije. Pani Julia, czy może Andy.
Dowiedział się zaledwie dwadzieścia minut później, gdy przekroczył próg sierocińca.
- Stary, gdzieś ty był tyle czasu! Miałeś wyjść tylko na...
W tym momencie Andy'emu zabrakło słów, bo zobaczył jak wygląda przyjaciel.
Otwierał i zamykał usta, jak ryba wyjęta z wody.
Zmierzył spojrzeniem całą jego sylwetkę, od stóp zaczynając, poprzez fryzurę, a kończąc na kolczyku, który wręcz błyszczał odblaskowym światłem, zwracając na siebie uwagę.
- Co się tu dzieje Andy?
Pani Julia nie była ani trochę zdziwiona zmianami w wyglądzie Chrisa.
No, może ten kolczyk ją trochę zaskoczył, ale tylko odrobinę
- Chris, wyglądasz cudownie!
- Tak słyszałem.
- A możesz powiedzieć mi, co stało się Andy' emu?
- Wydaje mi się, że zobaczył bazyliszka i to dlatego.
Pani Julia zaśmiała się głośno.
W końcu Andy ocknął się.
- Nic z tego nie rozumiem, ale muszę przespać się z tymi myślami, które nawiedzają mnie w tej chwili.
Kobieta wyglądała na lekko zmartwioną.
- Och, no dobrze. Ale nie śpij za długo.
- Niech się pani nie martwi, nie umrę od snu. Chyba.
Chris uśmiechnął się pocieszająco w jego stronę, po czym odwrócił z powrotem do opiekunki.
- Ale wie pani co, jest jeden plus.
- Jaki?
- W ciąże to on raczej nie zajdzie.
Kończąc to zdanie, zaczął wbiegać po schodach.
Wiedział, że ma chwilę czasu, gdyż dopiero po chwili usłyszał wściekły krzyk:
-Chris! Zabiję cię!
_____________________________________________________________
Hej!
Sądzę, że spóźnianie się mam we krwi.
Jeszcze nie wiem po kim, ale rozwiąże tę zagadkę.
Nie wiem jak Was przepraszać (znowu), więc po prostu napiszę to.
PRZEPRASZAM ;(
Mam nadzieję, że przebaczycie me winy.
Weźcie pod uwagę choćby to, że jestem chora (znowu) i mam dziwne przeczucie, że jeszcze nie raz będę.
Nie będę Was zanudzać paplaniną szaleńca, więc...
Do napisania. :)
czwartek, 19 marca 2015
Kilka faktów
No więc, sprawa wygląda tak.
Po pierwsze, znowu się rozchorowałam (Juhu, nie ma to jak dobre choróbsko, kocham je).
Po drugie od teraz rozdziały i nie tylko, pojawiać się będą w piątek. Mam nadzieję, że nie będzie to jakieś wielkie utrudnienie, a i mi ułatwi kilka spraw.
Po trzecie, możecie mnie zlinczować, za to, że tak późno informuję, jednak osoba opętana gorączką (to chyba ja), nie rozróżnia pory dnia. Z resztą moje poczucie czasu od zawsze było spaczone.
Cóż taki los.
Co zrobisz jak nic nie zrobisz, no, co zrobisz jak nic nie zrobisz.
No nic nie zrobisz.
Życzę sobie i Wam cierpliwości do mnie i mojego wyczucia czasu :)
Nie przedłużając, do jutra ;).
Do napisania. :)
piątek, 13 marca 2015
Moja wina, moja wina
Tak, tytuł posta dotyczy mojego zachowania.
Miałam dodać wczoraj rozdział, i zrobiłabym to, gdyby nie jeden mały szczegół.
Wczoraj miałam swój prywatny piątek trzynastego.
Nie dość, że w szkole nauczyciele rywalizują, o to kto zawali mnie większą liczbą sprawdzianów i kartkówek, to jeszcze odłączyli mi internet.
Mam nauczkę na przyszłość, żeby nie dodawać rozdziałów o późnej porze, bo myszy z Internetów przegryzą mi dostawę.
Aktualnie mam lekcję informatyki, piszę na szybkiego, dlatego notka jest tak bezładna.
Kolejną sprawą jest to, czy dodać rozdział w weekend, czy poczekacie do czwartku.
Od Was zależy los Wenka, pozwolicie mu na nudę???
Miałam dodać wczoraj rozdział, i zrobiłabym to, gdyby nie jeden mały szczegół.
Wczoraj miałam swój prywatny piątek trzynastego.
Nie dość, że w szkole nauczyciele rywalizują, o to kto zawali mnie większą liczbą sprawdzianów i kartkówek, to jeszcze odłączyli mi internet.
Mam nauczkę na przyszłość, żeby nie dodawać rozdziałów o późnej porze, bo myszy z Internetów przegryzą mi dostawę.
Aktualnie mam lekcję informatyki, piszę na szybkiego, dlatego notka jest tak bezładna.
Kolejną sprawą jest to, czy dodać rozdział w weekend, czy poczekacie do czwartku.
Od Was zależy los Wenka, pozwolicie mu na nudę???
czwartek, 5 marca 2015
Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać
- Mam dość! Tak bardzo się staram, a to i tak na nic. Kończę z tym! Nie będę się ciągle ośmieszać i dopraszać. Nie potrzebuję litości!
- Dennis, nie możesz przestać! Ktoś w końcu cię zobaczy i doceni ten skarb w tobie.
- Jerry! Mam w nosie, co o mnie myślą inni, ale na litość boską! Ja też mam uczucia i boli mnie, że nikt się z nimi nie liczy. Nie chcę już słyszeć: "zadzwonimy do pana". To strasznie frustrujące.
- Dziś masz ostatnie przesłuchanie. Proszę cię, idź tam. Jak nie dla siebie, to dla mnie. Nie mogę patrzeć na to, co się z tobą dzieje, miotasz się w swoim życiu jak w klatce.
- Dobrze, ale po tym dasz mi spokój. Rozumiesz.
- Się wie - powiedział szatyn, a w jego zielonych oczach błyszczały wesołe iskierki.
Rozmowę przerwał ich szef, zaganiając z powrotem do pracy. Faktycznie przerwa, którą poświęcili na kłótnię skończyła się 5 minut wcześniej.
Wrócili do pomieszczenia, w którym pracowali. Był to sporej wielkości klub nocny, gdzie pracowali jako barmani.
Zarówno Dennis, jak i Jerry pracowali tam, tylko dlatego, że byli młodzi i nigdzie indziej nie chciano ich zatrudnić.
Kiedy skończyli pracę i mogli iść do domu, zaczynało świtać. Praca w takim miejscu sprawiała, że należało przestawić się na nocny tryb życia. Wracali do mieszkania, które wspólnie wynajmowali. Jerry znał Dennisa od liceum i od kiedy się poznali, wiedział, że będą przyjaciółmi. Czasami, widząc zachowanie przyjaciela zastanawiał się jak to możliwe, że nieśmiały w kontaktach z ludźmi Dennis, potrafi tak bardzo zmienić się pod wpływem muzyki.
Dennis, miał blond włosy i piwne oczy, mówił o sobie, że jest przeciętny, jednak duża grupa osób płci pięknej sądziła, że ma w sobie to coś i szalały za nim.
Wracając do mieszkania rozmawiali o słowach Dennisa, który nadal nie był pewny czy zaśpiewa na kolejnym castingu.
Pojawił się już na tylu przesłuchaniach, że sam nie mógł zliczyć, jednak za każdym razem słyszał negatywną odpowiedź. Z natury łatwo się nie poddawał, ale ile można.
W końcu Dennis skapitulował. Westchnął i spytał:
- To gdzie jest to przesłuchanie?
- Adres mam na kartce w domu, więc gdy wrócimy do mieszkania, dam ci ją.
- I co ja bym bez ciebie zrobił? - zironizował blondyn.
- Bez mojej pomocy długo byś nie przetrwał.
- Jesteś jak natrętna mucha. Nic, tylko gazetą przywalić. Nie wierzę, że dałem się na to namówić.
- Więc lepiej uwierz.
Dennis pierwszy raz tak bardzo się denerwował, ale wcześniej Jerry nie mówił mu, o jaki casting mu chodziło. Gdyby wiedział, że to znany program wyłapujący muzyczne talenty, w życiu by się na to nie zgodził.
Przecież ja się ośmieszę!
Cały kraj będzie się ze mnie szydził!
Zabiję Jerry'ego!
Takie i podobne myśli wędrował po głowie Dennisa, któremu z nerwów trzęsły się ręce.
A jak zapomni tekstu albo pomyli klawisz na pianinie. Nie wiedział, co zrobi po tym castingu. Chyba nie będzie wychodził z domu przez miesiąc.
Chodził po korytarzu, z którego, co jakiś czas wychodziła młoda kobieta, wywołując nazwiska uczestników, zdenerwowanych nie mniej niż on sam.
Po chwili z pokoju wyszła kobieta wywołująca imiona i krzyknęła:
- Dennis Johnson!
Zatrzymał się tak gwałtownie, że prawie się wywrócił. Na szczęście zdążył wyhamować.
Podszedł do niej, a później szedł za nią przez wąski korytarz, w kierunku sali, z której można było usłyszeć głos wołający:
- Następny!
To wcale go nie uspokoiło, ale za radą Jessie, bo tak na imię miała owa kobieta, wziął głęboki oddech i wszedł do sali.
Zestresowany spojrzał na jurorów, w nadziei, że ujrzy choć jedną przyjazną mu twarz.
Jednak przeliczył się, gdyż na twarzach jurorów gościły obojętne wyrazy twarzy.
Przemówiła kobieta mająca około trzydzieści lat:
- Jak się nazywasz, ile masz lat, czym się zajmujesz i skąd jesteś?
- Nazywam się Dennis Johnson, mam 21 lat, jestem z tego miasta i pracuję jako barman. W tym momencie zobaczył zdziwienie na twarzach osób siedzących naprzeciw niego, widać nie spodziewali się, że pospólstwo także przyjdzie pokazać, co potrafi.
- Co nam zaprezentujesz?
- Przedstawię piosenkę mojego autorstwa.
- Zatem proszę, scena jest pana.
Wziął wdech i powoli wypuszczając powietrze, skierował się w stronę pianina stojącego na środku sceny.
Usiadł przy nim, przejechał palcami po klawiszach i zaczął grać. W tym momencie nie był ani trochę zdenerwowany, przeniósł się do swojego świata. W chwili, gdy otworzył buzię, z jego ust wypłynęły słowa, mające dla niego wielką wartość:
Weź plecak i spakuj do niego
wszystko, o czym marzyłaś
I już nie złość się na mnie
Nigdy się nie myliłaś?
A jeśli pamiętasz nas
szczęście, smutek i łzy
To nie był przegrany czas
Nie zapomnę tamtych dni
Coraz bardziej się rozkręcał, nie miał żadnych zahamowań. Śpiewał z głębi serca:
Ja nie będę twym Romeo
Ty moją Julią także nie.
Oboje wiemy jak skończyli
Wszystko poszło im źle.
Nas nie dotyczy to
swą historię napiszemy
Razem pokonamy zło
Razem przez to przejdziemy *
Skończył piosenkę, ostatni raz dotknął klawiszy i obrócił się w stronę jurorów.
Zaskoczony zobaczył, że żeńska część jury płacze, nie ukrywając łez, a mężczyźni dyskretnie przecierają wilgotne oczy.
Przeszedł na środek sceny i właśnie w tym miejscu usłyszał słowa, które zmieniły jego życie:
-To...to było cudowne. Jeśli nie znajdziesz się w finale, odejdę z tej pracy. Masz talent i nie możesz go zmarnować.
Wiedział jedno.
Musiał bardzo mocno podziękować Jerry'emu.
_____________________________________________________________
Siemanko!
Nie ma to jak przechodzić ze skrajności w skrajność.
Raz piszę takie smutasy, że czytając trzeba brać antydepresanty, a innym razem żygam do Was tęczą.
Ale cóż poradzić, Wena się nie wybiera.
Wenuś, wiesz, że i tak cię kocham♥
Wiem...
Ale ja nie miałam na myś....
Uff... Poszedł sobie *ociera pot z czoła*
Przepraszam z ten zbyteczny dialog, ale prawie wpadłam...
Na szczęście nie obraził się, bo byłoby kiepsko :)
Ta gwiazdka * mówi, że wyjaśnię coś pod rozdziałem.
Otóż te fragmenty "piosenki" napisałam sama i bardzo, bardzo chciałabym poznać Waszą opinię na jej temat, choć osobiście sądzę, że to niewypał robiony na szybko.
Będę się zbierać, bo czeka mnie jutro przeprawa z historią.
Do napisania. :)
- Dziś masz ostatnie przesłuchanie. Proszę cię, idź tam. Jak nie dla siebie, to dla mnie. Nie mogę patrzeć na to, co się z tobą dzieje, miotasz się w swoim życiu jak w klatce.
- Dobrze, ale po tym dasz mi spokój. Rozumiesz.
- Się wie - powiedział szatyn, a w jego zielonych oczach błyszczały wesołe iskierki.
Rozmowę przerwał ich szef, zaganiając z powrotem do pracy. Faktycznie przerwa, którą poświęcili na kłótnię skończyła się 5 minut wcześniej.
Wrócili do pomieszczenia, w którym pracowali. Był to sporej wielkości klub nocny, gdzie pracowali jako barmani.
Zarówno Dennis, jak i Jerry pracowali tam, tylko dlatego, że byli młodzi i nigdzie indziej nie chciano ich zatrudnić.
Kiedy skończyli pracę i mogli iść do domu, zaczynało świtać. Praca w takim miejscu sprawiała, że należało przestawić się na nocny tryb życia. Wracali do mieszkania, które wspólnie wynajmowali. Jerry znał Dennisa od liceum i od kiedy się poznali, wiedział, że będą przyjaciółmi. Czasami, widząc zachowanie przyjaciela zastanawiał się jak to możliwe, że nieśmiały w kontaktach z ludźmi Dennis, potrafi tak bardzo zmienić się pod wpływem muzyki.
Dennis, miał blond włosy i piwne oczy, mówił o sobie, że jest przeciętny, jednak duża grupa osób płci pięknej sądziła, że ma w sobie to coś i szalały za nim.
Wracając do mieszkania rozmawiali o słowach Dennisa, który nadal nie był pewny czy zaśpiewa na kolejnym castingu.
Pojawił się już na tylu przesłuchaniach, że sam nie mógł zliczyć, jednak za każdym razem słyszał negatywną odpowiedź. Z natury łatwo się nie poddawał, ale ile można.
W końcu Dennis skapitulował. Westchnął i spytał:
- To gdzie jest to przesłuchanie?
- Adres mam na kartce w domu, więc gdy wrócimy do mieszkania, dam ci ją.
- I co ja bym bez ciebie zrobił? - zironizował blondyn.
- Bez mojej pomocy długo byś nie przetrwał.
- Jesteś jak natrętna mucha. Nic, tylko gazetą przywalić. Nie wierzę, że dałem się na to namówić.
- Więc lepiej uwierz.
Dennis pierwszy raz tak bardzo się denerwował, ale wcześniej Jerry nie mówił mu, o jaki casting mu chodziło. Gdyby wiedział, że to znany program wyłapujący muzyczne talenty, w życiu by się na to nie zgodził.
Przecież ja się ośmieszę!
Cały kraj będzie się ze mnie szydził!
Zabiję Jerry'ego!
Takie i podobne myśli wędrował po głowie Dennisa, któremu z nerwów trzęsły się ręce.
A jak zapomni tekstu albo pomyli klawisz na pianinie. Nie wiedział, co zrobi po tym castingu. Chyba nie będzie wychodził z domu przez miesiąc.
Chodził po korytarzu, z którego, co jakiś czas wychodziła młoda kobieta, wywołując nazwiska uczestników, zdenerwowanych nie mniej niż on sam.
Po chwili z pokoju wyszła kobieta wywołująca imiona i krzyknęła:
- Dennis Johnson!
Zatrzymał się tak gwałtownie, że prawie się wywrócił. Na szczęście zdążył wyhamować.
Podszedł do niej, a później szedł za nią przez wąski korytarz, w kierunku sali, z której można było usłyszeć głos wołający:
- Następny!
To wcale go nie uspokoiło, ale za radą Jessie, bo tak na imię miała owa kobieta, wziął głęboki oddech i wszedł do sali.
Zestresowany spojrzał na jurorów, w nadziei, że ujrzy choć jedną przyjazną mu twarz.
Jednak przeliczył się, gdyż na twarzach jurorów gościły obojętne wyrazy twarzy.
Przemówiła kobieta mająca około trzydzieści lat:
- Jak się nazywasz, ile masz lat, czym się zajmujesz i skąd jesteś?
- Nazywam się Dennis Johnson, mam 21 lat, jestem z tego miasta i pracuję jako barman. W tym momencie zobaczył zdziwienie na twarzach osób siedzących naprzeciw niego, widać nie spodziewali się, że pospólstwo także przyjdzie pokazać, co potrafi.
- Co nam zaprezentujesz?
- Przedstawię piosenkę mojego autorstwa.
- Zatem proszę, scena jest pana.
Wziął wdech i powoli wypuszczając powietrze, skierował się w stronę pianina stojącego na środku sceny.
Usiadł przy nim, przejechał palcami po klawiszach i zaczął grać. W tym momencie nie był ani trochę zdenerwowany, przeniósł się do swojego świata. W chwili, gdy otworzył buzię, z jego ust wypłynęły słowa, mające dla niego wielką wartość:
Weź plecak i spakuj do niego
wszystko, o czym marzyłaś
I już nie złość się na mnie
Nigdy się nie myliłaś?
A jeśli pamiętasz nas
szczęście, smutek i łzy
To nie był przegrany czas
Nie zapomnę tamtych dni
Coraz bardziej się rozkręcał, nie miał żadnych zahamowań. Śpiewał z głębi serca:
Ja nie będę twym Romeo
Ty moją Julią także nie.
Oboje wiemy jak skończyli
Wszystko poszło im źle.
Nas nie dotyczy to
swą historię napiszemy
Razem pokonamy zło
Razem przez to przejdziemy *
Skończył piosenkę, ostatni raz dotknął klawiszy i obrócił się w stronę jurorów.
Zaskoczony zobaczył, że żeńska część jury płacze, nie ukrywając łez, a mężczyźni dyskretnie przecierają wilgotne oczy.
Przeszedł na środek sceny i właśnie w tym miejscu usłyszał słowa, które zmieniły jego życie:
-To...to było cudowne. Jeśli nie znajdziesz się w finale, odejdę z tej pracy. Masz talent i nie możesz go zmarnować.
Wiedział jedno.
Musiał bardzo mocno podziękować Jerry'emu.
_____________________________________________________________
Siemanko!
Nie ma to jak przechodzić ze skrajności w skrajność.
Raz piszę takie smutasy, że czytając trzeba brać antydepresanty, a innym razem żygam do Was tęczą.
Ale cóż poradzić, Wena się nie wybiera.
Wenuś, wiesz, że i tak cię kocham♥
Wiem...
Ale ja nie miałam na myś....
Uff... Poszedł sobie *ociera pot z czoła*
Przepraszam z ten zbyteczny dialog, ale prawie wpadłam...
Na szczęście nie obraził się, bo byłoby kiepsko :)
Ta gwiazdka * mówi, że wyjaśnię coś pod rozdziałem.
Otóż te fragmenty "piosenki" napisałam sama i bardzo, bardzo chciałabym poznać Waszą opinię na jej temat, choć osobiście sądzę, że to niewypał robiony na szybko.
Będę się zbierać, bo czeka mnie jutro przeprawa z historią.
Do napisania. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)