Mówisz coś, ja udaje, że cię słucham. Kiwam głową i uśmiecham się, choć moje serce płacze, będąc rozrywane.
Kłamiesz, ja udaje, że ci wierzę, przytakuje. Wychodząc, mówię, żebyś jutro mnie nie szukała, wspominam, że mam kilka spraw do załatwienia.
Pytasz o co chodzi, a ja odpowiadam, że to niespodzianka. Gdy wypowiadam te słowa, uśmiecham się z rozpaczą, której nie zauważasz, bo skrywam ją głęboko w duszy.
Żegnam się z tobą pocałunkiem, mimo że każda, nawet najmniejsza myśl o tobie sprawia, że czuje się potwornie.
Wracam do domu. Mimo, że cierpię, nie płaczę.
To nie tak, że wstydzę się tego, po prostu już dawno wypłakałem wszystkie łzy.
Wchodzę do domu i idę na piętro, do swojej sypialni.
W tej chwili odzywa się mój telefon. Napisałaś, że się martwisz, czy wróciłem do domu i co najzabawniejsze, że mnie kochasz. Jeśli do tej pory jeszcze zastanawiałem się czy to zrobić, to po tym esemesie jestem co do tego przekonany.
To jedyne słuszne rozwiązanie, w końcu już nic mnie tu nie trzyma.
Jestem jedynakiem. Mojego ojca, na szczęście, nigdy nie miałem okazji poznać. Mama umarła 3 lata temu.
Więc, co mnie tu trzyma?
Chyba nic.
Kładę się spać, nie przejmując się tak prozaicznymi czynnościami jak umycie, czy przebranie się.
W głowie krążą mi setki myśli, jednak jedna przebija się ponad wszystkie.
Nareszcie.
Nareszcie będę mógł odetchnąć z ulgą.
Nareszcie przestanę odczuwać ból.
Nareszcie wyrwę się z tego gównianego świata.
Nareszcie.
Z tą myślą zasypiam.
O poranku budzą mnie promienie słońca, prześwitujące przez zasłonę. Dzień zapowiada się tak pięknie, że przez moment pragnę wycofać się z moich zamiarów, jednak po chwili uświadamiam sobie, że ten dzień i tak się skończy.
A nawet jeśli po nim przyjdą kolejne, równie piękne, to w końcu to szczęście, ta radość i tak prysną niczym bańka mydlana.
I znikną.
A ja na nowo pogrążę się w ciemności.
Zdecydowałem się na ten krok, więc go wykonam, jak sobie obiecałem.
Kończę moje rozmyślania, wchodzę do łazienki. Spoglądam na swoje odbicie w lustrze i widzę człowieka zmęczonego życiem. Na mojej twarzy nie ma uśmiechu, najmniejszego śladu szczęścia, czy chociażby chęci życia.
Odwracam wzrok, rozbieram się i wchodzę pod prysznic. Gorąca woda spływa po moich plecach, lecz wcale mi to nie przeszkadza.
Wręcz przeciwnie, jestem wdzięczny, że jeszcze potrafię odczuć jakiekolwiek ciepło, mimo że nie pochodzące od człowieka. Otrząsam się z moich myśli i wychodzę z kabiny prysznicowej. Owijam ręcznik wokół bioder, po czym idę do sypialni.
Otwieram szafę wyciągam moją ulubioną koszulę i jeansy.
Schodzę do kuchni, zaparzam kawę i szybko ją wypijam.
Ubieram buty, a na ramiona zrzucam kurtkę.
Zanim wyjdę, zostawiam na stole telefon i krótką notkę, gdzie będę odpoczywać.
Później opuszczam mój dom.
Idę w stronę Golden Gate Bridge, nie oglądam się za siebie.
Spaliłem za sobą wszystkie mosty i to dosłownie.
Nie mogę się teraz wycofać.
Przed sobą widzę most, kieruję się w jego stronę.
Podchodzę do barierki, po czym przechodzę przez nią.
Wpatruję się w wodę, jest tak bardzo niebieska. Zastanawiam się czy kiedy już zanurzę się w niej, nie straci swego koloru.
Mam nadzieje, że nie. Teraz wygląda przepięknie i nawet ja potrafię docenić ten widok.
Myślę o tym, czy kiedykolwiek zebrałabyś się na odwagę i powiedziała mi prosto w twarz, że mnie zdradzasz.
Gdybym cię nie zobaczył, czy kiedykolwiek poznałbym prawdę.
Wątpię.
Nie jesteś na tyle silna by mi to powiedzieć.
Jak mogłaś.
Jak on mógł.
Kiedy was zobaczyłem...
W jednej chwili straciłem najlepszego przyjaciela i ukochaną.
Na początku nie mogłem w to uwierzyć.
Próbowałem wmówić sobie, że przywidziało mi się.
Potem przyznałem sam przed sobą, jak bardzo boli mnie to, co mi zrobiliście.
Oboje.
Żebyście chociaż zrobili to tylko raz. Ja widziałem was 2 miesiące temu i od tego czasu patrzyłem.
Po prostu patrzyłem.
Jak czas przecieka mi przez palce.
Jak was tracę.
Z kolejnym waszym spotkaniem po mojej twarzy spływało coraz więcej łez, a serce pękało coraz bardziej.
Chcę tylko wiedzieć czemu.
Dlaczego mnie zabiliście?
Dlaczego zabraliście moje serce i mą dusze?
Zostawiliście jedynie ciało, pustą skorupę bez nadziei.
Pozbierałem się, choć już nie żyję, jedynie egzystuję.
Zebrałem te okruchy potłuczonego serca, które we mnie zostawiliście i próbowałem je posklejać.
Jak bardzo bym nie chciał, jak mocno bym nie próbował zrozumiałem, że coś raz zepsute, już nigdy nie będzie działać należycie.
Mogłem próbować istnieć ze zniszczonym sercem lub bez niego.
Miałem wybór i dokonałem go.
To dlatego teraz stoję tu, na moście i zastanawiam się czy będziecie płakać po mojej śmierci, wylewając za mnie łzy, jak ja was wylewałem kiedy jeszcze żyłem.
Nagle zrywa się porywisty wiatr, jakby ten z góry chciał mi powiedzieć:
"Leć, póki czas.
Rozwiń skrzydła i naucz się latać.
Będziesz wolny mój aniele.
Leć na tych zniszczonych skrzydłach, a gdy się spotkamy dam ci nowe, lepsze, nie zepsute."
Chcę posłuchać tego głosu, chcę móc latać wysoko ponad smutkiem, ponad ciemnością.
Wyobrażam sobie moje serce wolne, nie zniewolone toksyczną miłością, a pełne miłości do każdego człowieka na dole.
Uśmiecham się do tych myśli i daję się im w pełni porwać.
Robię krok w przód i spadam.
Krzyczę, ale wcale się nie boję.
Krzyczę z radości, jestem szczęśliwy, jestem wolny.
Zanurzam się w wodzie, ogarnia mnie jej chłód.
Wiem, że tonę, ale mimo tego jestem zadowolony.
Wiem, że od teraz będę mógł spać spokojnie.
_____________________________________________________________
Hej!
Nie to nie rozdział.
To one shot.
Wiem, wiem miał być rozdział, ale wystąpiło kilka problemów przemawiających za tym, by rozdziału nie dodawać.
Po pierwsze mam 9 zdań 4 rozdziału i nie, nie żartuje. Próbowałam jakoś zachęcić Wena, ale chyba się na mnie obraził, jednak nie chciał Was zawieść, więc stworzył TO.
Po drugie, znowu jestem chora, dlatego też nic więcej z główki nie wytrzepałam.
Po trzecie...
Przepraszam?
Mam nadzieje, że nie będziecie chcieli mnie oskalpować za ten substytut rozdziału.
Jeśli jednak zapragniecie krwawych mordów na mojej osobie, to pomyślcie przez moment.
Kto będzie pisać te wątpliwie ciekawe historię?
No, to by było na tyle.
Pamiętajcie!
Komcie karmią Wenka!
Do napisania. :)
PS. Ile pączków wsunęliście? ♥
Hejjjj :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam twojego bloga i stwierdzam, że bardzo mi się podoba. Wymyśliłaś ciekawą fabułę, masz fajny styl pisania, no i co tu jeszcze dodać... na pewno będę odwiedzać cię częściej :D
One shot także mi się podobał. Jest taki melancholijny, daje do myślenia.
Nie pozostaje nic, tylko czekać na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Wen wróci i napiszesz kolejny wspaniały rozdział.
Panna Riddle
Miło, że jest coraz więcej osób, które wpadają na ten blog, cieszę się, że jesteś jedną z nich.
UsuńCzęstsze odwiedziny?
Nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie, pochlebia mi to, więc... Dzięki, dzięki, dzięki :*
One shot jest smutasem, ale Wenek sobie ubzdurał, że taki ma być, no więc taki jest.
Już ja go pogonie, będzie się musiał mocno produkować, żebym odpuściła mu takie karygodne zachowanie jak foch.
Jeszcze raz dzięki za komcia, Wen nie będzie chodził głodny.
Całuski :*
Ayo się zgłasza i przeprasza za opóźnienia!
OdpowiedzUsuńTen tekst jest fajny. Bardzo fajny. Taki... milusi. Tekst, w którym główny bohater popełnia samobójstwo milusi - nie wierzę w siebie. No ale takie są moje odczucia.
Cóż... Mam bardzo duże zaległości w blogach i nie mogę się za bardzo rozpisywać, bo wena mi ucieknie, więc muszę już kończyć.
Dużo weny i zdrowia, Arti!
Nie masz za co przepraszać, każdemu się zdarza :)
UsuńTa... samobójstwo. Nie mam pojęcia czemu, ale ciągnie mnie do shotów, które kończą się w ten właśnie sposób.
Ale mówimy o mnie, więc nie ma się co dziwić...*myśli* Tak, z pewnością mam zrytą banię, ale kto nie ma?
Trzymam kciuki, żeby nic Ci nie uciekło.
Nadrabiaj, wrzuć na luz i spokojnie sobie nadrabiaj :)
I Tobie życzę ogromu wenci, zdrówko też się przyda :*
Super ! Mam nadzieję że to nie ostatni rozdział, bo zdążyłam się już wkręcić i zdecydowanie mnie nie zdolowało. Ciekawy pomysł i wogóle świetnie piszesz. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością nie jest to ostatni rozdział, dopiero się rozkręcam.
UsuńDobrze, że nie będę miała na sumieniu twojego dołka :)
Pomysł na to opowiadanie narodził się w mojej głowie zupełnie przypadkiem i w jakiś sposób trafiłam tutaj.
Dzięki, miłe słowa Wenek pochłania w rekordowym czasie :)
Do usłyszenia :*
Bardzo mnie to cieszy bo szkoda by taki talent się zmarnował ;) No wiem z doświadczenia, że takie niespodziewane pomysły są najlepsze :) Pozdrowionka :*
OdpowiedzUsuńJa...Talent *rumieni się i nie wierzy*
UsuńNie wiem, co powiedzieć, a to u mnie rzadkość, z natury jestem meeega gadułą.
Pomysłów mam coraz więcej, więc tylko czekać na kolejny rozdział <3
Buziaczki :***
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo mi się ten tekst podobał, pokazałaś wspaniale tutaj jego uczucia....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Tobie się podoba shot, mi podoba się, że Tobie się podoba, no i wszyscy zadowoleni :P
UsuńA tak serio, każdy komentarz dodaje mi skrzydeł.
1 komentarz +10 do odlotu :D
Ty mi weny życzysz, więc ja dziękuje Tobie :)
Buziaki :*