- My?
- Alex chyba nie myślałeś, że zostawię cię z tym samego?
Tom nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie, więc popatrzył z niedowierzaniem w stronę przyjaciela.
- No co? To, że jesteśmy przyjaciółmi nie znaczy, że wszystko musimy robić razem.
- Właśnie Alex. Jesteśmy przyjaciółmi, a to do czegoś zobowiązuje. Nawet nie myśl, że zostawię cię, tylko dlatego, że zaczynają się problemy, bo nie mam takiego zamiaru.
Alex popatrzył na Toma, po czym wziął głęboki oddech i powiedział:
- Zrobiłeś dla mnie więcej niż ktokolwiek inny i jestem ci naprawdę wdzięczny i...
- I?
- I...nie poradziłbym sobie bez ciebie, a teraz nie potrafię powiedzieć ci, żebyś się odwalił, zostawił mnie w spokoju.
- Więc tego nie mów. Jestem twoim wsparciem, może nie dam rady ochronić cię przed upadkiem, ale obiecuje ci, że kiedy to się zdarzy, pomogę ci wstać.
- Jesteś najlepszy.
- Oczywiście.
- No już, - Alex sprzedał przyjacielowi kuksańca w bok - bo twoje ego urośnie do rozmiarów człowieka i zacznie żyć własnym życiem.
- Dobra, dobra nie pozwalaj sobie. Spytam ponownie: od czego zaczniemy?
- Cóż...
- Nie mów, że nie wiesz od czego zacząć!
- Uważaj, bo ci oczy na wierzch wyjdą. To jasne, że mam plan, tylko on jest tak jakby niedopracowany.
- Więc?
- Nie zaczyna się zdania od więc... - Widząc minę przyjaciela Alex szybko dokończył - Chcę poszukać jakichś wskazówek w rzeczach rodziców.
Tom uważnie przyglądał się twarzy kumpla.Kiedy ten wspomniał o rodzicach przez jego twarz przeszedł skurcz bólu, jednak Alex szybko przywołał się do porządku.
- Wiesz, że nie musisz tego robić?
- Muszę. Muszę się w końcu przełamać inaczej nigdy nie znajdę Chrisa. Nie ja jeden straciłem rodziców i w końcu będę musiał przejść nad tym do porządku dziennego. Nie mogę stać w miejscu całe życie, bo skończę w pokoju bez klamek.
- Alex, nie chcę cię martwić, ale... Ty i tak tam trafisz.
- No dzięki. To ja ci się tu zwierzam, a ty mówisz mi coś takiego. No wiesz!
Foch. Foch forever.
Cooper odwrócił się od Toma i wycelował nos w sufit.
- Alex, no wieź nie bądź zły, ja tylko chciałem poprawić ci humor.
Chłopak skwitował wypowiedź przyjaciela prychnięciem.
Tom zaczął się śmiać, a po chwili wydusił:
- Zabrzmiałeś jak wkurzony kociak.
Alex obrócił się z powrotem w stronę przyjaciela i zmierzył go oceniającym wzrokiem. Tom był pewien, że kumplowi przeszła złość na niego, jednak gorzko się rozczarował, gdy usłyszał słowa Alexa.
- Ty za to wyglądasz jak świnia.
Chłopak, w stronę którego skierowane były te pomówienia, zapowietrzył się z wrażenia.
- Tak? A ty masz mózg wielkości tic taca.
Alex w odpowiedzi pokazał mu język. Tom otworzył buzię, by odpowiedzieć, ale przyjaciel uprzedził go.
- Może zamkniesz buzię? Nie wyglądasz zbyt mądrze, poza tym jeszcze ci mózg wypadnie i co będzie.
Alex westchnął teatralnie i złapał się za serce.
- Jakże mogłem uczynić ten błąd, proszę, wybacz mi zaraz to naprawię. Ty przecież nie posiadasz mózgu. Zamiast tego masz w głowie dwa chomiki grające w ping ponga.
Chłopak starał się zachować poważną minę, ale gdy zobaczy Toma z rozwartą buzią i oczami niczym pięciozłotówki, nie wytrzymał.
Zaczął się opętańczo śmiać. Bardzo starał się uspokoić, lecz niezbyt dobrze mu to wychodziło.
- Alex, nawet nie wiesz jakiego stracha mi napędziłeś.
- Tom, ty nie myślałeś, że na serio mogę się na ciebie obrazić?
Nastąpiła cisza, przerywana jedynie odgłosami za oknem.
- Myślałeś? O ja nie mogę!
- Dobra, dobra, możesz już przestać, mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż nabijanie się ze mnie,
- Przepraszam, po prostu wyglądałeś na tak bardzo zaskoczonego, nie mogłem się powstrzymać, wybacz mi
- Wybaczam i znaj mą łaskę.
- Okej, a teraz na poważnie: zgadzasz się z moim "planem"?
- Sądzę, że dobrym pomysłem jest poszperanie w rzeczach twoich rodziców.
Oboje wstali z łóżka w pokoju Alexa, na którym znajdowali się przez cały czas.
Skierowali się na parter, do sypialni państwa Cooper.
Alex zatrzymał się przed drzwiami, położył rękę na klamce i wziął głęboki oddech.
Wciąż miał w pamięci moment, kiedy wpadł w histerię podczas ostatniej wizyty w tym pokoju.
Poczuł na ramieniu rękę Toma. Odwrócił się w jego kierunku i zobaczył pokrzepiający uśmiech na twarzy przyjaciela.
Odwzajemnił uśmiech, po czym zebrał się w sobie i nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły, wydając przy tym głuchy jęk.
Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak samo jak podczas jego ostatniej wizyty w nim.
Przed oczami zobaczył sylwetki rodziców, ale zaraz odgonił od siebie ten obraz.
- Dobrze, ty zacznij szukać w tej szafce, a ja sprawdzę w następnej. Szukaj czegokolwiek, co rzuci ci się w oczy. Jeśli nic tu nie znajdziemy, sprawdzimy gabinet taty.
Wzięli się do pracy, która wbrew pozorom nie była łatwa.
Musieli przekopywać się przez sterty dokumentów, często mających po kilka lat.
Szukali, szukali i szukali, aż w końcu po dwóch godzinach Alex nie wytrzymał.
- Nie mogę! No nie mogę! W tych głupich papierzyskach nie ma nic ważnego!
Chłopak rzucił to, co miał w rękach i już miał wyjść z pokoju, ale Tom złapał go za rękę.
- Nie możesz się teraz poddać! Pamiętasz, po co to robimy?
Gdy Alex niechętnie kiwnął głową kontynuował:
- Więc wracaj do pracy. Jeśli nie znajdziemy czegoś tutaj, poszukamy gdzieś indziej, okej?
- Okej, okej. Po prostu męczy mnie fakt, że ja stoję w miejscu, a Chris nawet nie ma pojęcia o moim istnieniu.
- W końcu na coś trafimy, najwyraźniej wymaga to czasu, więc musimy znaleźć ten czas. A przede wszystkim musimy być cierpliwi.
- Rozumiem, to do roboty.
Alex z większym niż na początku zapałem zaczął przeglądać dokumenty.
Minęły kolejne dwie godziny, w ciągu których nie znaleźli absolutnie nic.
Alex nie załamywał się, choć nadzieja, że jednak coś znajdą malała z każdą chwilą.
- Chyba powinniśmy iść do gabinetu taty, może tam coś znajdziemy.
Wyszli z sypialni i poszli do pokoju znajdującego się naprzeciwko.
Tom otworzył drzwi i wszedł, a za nim wkroczył Alex.
- Okej, ja biorę na siebie tę półkę, a ty zajmij się biurkiem.
Mijały kolejne godziny, a Alex tak jak Tom, tracił nadzieję, że znajdą jakąkolwiek wskazówkę.
Tom chwilę wcześniej skończył sprawdzać biurko i zaczął pomagać Alex'owi.
- Teraz naprawdę mam dość i nie oszukuj mnie, wiem, że ty też.- Alex wstał z podłogi, która do tej pory służyła mu za kanapę i podszedł do biurka. Usiadł na fotelu i zaczął zastanawiać się, co zrobić.
- Tom?
- Tak?
- Skoro moi rodzice ukrywali przede mną fakt, że mam bliźniaka, sądzisz, że trzymaliby informacje o nim na widoku?
- Nie, ale przecież ty znalazłeś te papiery, z których dowiedziałeś się o Chrisie.
- No tak, to była podstawowa wersja aktu urodzenia. Nie było tam nic, poza imieniem i nazwiskiem Chrisa, danych biologicznych rodziców, no i oczywiście daty urodzenia. Ale ja znalazłem to czystym przypadkiem. Rodzice raczej nie pozwoliliby mi grzebać w ich rzeczach, nie?
- Chyba nie, ale do czego zmierzasz?
- Sądzę, że rodzice chcieli zataić przede mną istnienie brata na tak długo jak się da. Może myśleli, że jeśli ukryją dokumenty ja nigdy nie będę go szukać, a nawet jeśli to na pewno nie znajdę.
O Boże, jaki ja jestem głupi!
- Czemu?
- Kiedy byłem mały, tata opowiadał mi o skrytce, której według niego nikt nie znajdzie, mimo że będzie w oczywistym miejscu.
- Czyli?
- Biurko, Tom! Biurko!
- Przecież szukałem w biurku i nic nie znalazłem.
- Ale ty nie wiedziałeś, gdzie szukać.
- A ty wiesz?
- No przecież mówię.
Alex przysuną się do biurka, otworzył szufladę z samego dołu i wyciągnął z niej wszystkie dokumenty.
Chłopak podważył palcami dno szuflady,a ta na ich oczach odskoczyła, ukazując drugie dno.
- Twój tata jednak miał niezły pomyślunek.
- A jak myślisz, po kim to mam? Spójrz tu są jakieś dokumenty.
- I to chyba te, których tyle czasu szukaliśmy.
- Faktycznie. Christopher Andrew Cooper urodzony 7 maja o godzinie 22:37...
- Ty przecież urodziłeś się o 22:42, czyli 5 minut później...
Alex miał wilgotne oczy.
- Tom znaleźliśmy te papiery. Znaleźliśmy.
Uśmiech na jego twarzy wyrażał więcej, niż tysiąc słów.
_____________________________________________________________
Tak wiem, zawiodłam.
Rozdział miał pojawić się przynajmniej pół godziny temu, jak nie więcej.
Byłam troszkę zdezorientowana, a Wenek zwiewał, aż się kurzyło...
To marne wymówki, jak na tak karygodny czyn, którego się dopuściłam, więc pozwalam Wam.
Proszę, dobijcie mnie, zasłużyłam.
Zróbcie to szybko, zanim poniedziałek zdąży.
W końcu dwa tygodnie bez szkoły, roztapiają mózg, jak słońce śnieg za oknem ^^
Kończę i błagam, błagam *szlocha z rozpaczy* jeśli czytacie, skomentujcie, Wen głoduje już tydzień.
Wspierajcie akcję; Nakarm Wencia, zostaw komcia. :***
Do napisania. :)
Alex popatrzył na Toma, po czym wziął głęboki oddech i powiedział:
- Zrobiłeś dla mnie więcej niż ktokolwiek inny i jestem ci naprawdę wdzięczny i...
- I?
- I...nie poradziłbym sobie bez ciebie, a teraz nie potrafię powiedzieć ci, żebyś się odwalił, zostawił mnie w spokoju.
- Więc tego nie mów. Jestem twoim wsparciem, może nie dam rady ochronić cię przed upadkiem, ale obiecuje ci, że kiedy to się zdarzy, pomogę ci wstać.
- Jesteś najlepszy.
- Oczywiście.
- No już, - Alex sprzedał przyjacielowi kuksańca w bok - bo twoje ego urośnie do rozmiarów człowieka i zacznie żyć własnym życiem.
- Dobra, dobra nie pozwalaj sobie. Spytam ponownie: od czego zaczniemy?
- Cóż...
- Nie mów, że nie wiesz od czego zacząć!
- Uważaj, bo ci oczy na wierzch wyjdą. To jasne, że mam plan, tylko on jest tak jakby niedopracowany.
- Więc?
- Nie zaczyna się zdania od więc... - Widząc minę przyjaciela Alex szybko dokończył - Chcę poszukać jakichś wskazówek w rzeczach rodziców.
Tom uważnie przyglądał się twarzy kumpla.Kiedy ten wspomniał o rodzicach przez jego twarz przeszedł skurcz bólu, jednak Alex szybko przywołał się do porządku.
- Wiesz, że nie musisz tego robić?
- Muszę. Muszę się w końcu przełamać inaczej nigdy nie znajdę Chrisa. Nie ja jeden straciłem rodziców i w końcu będę musiał przejść nad tym do porządku dziennego. Nie mogę stać w miejscu całe życie, bo skończę w pokoju bez klamek.
- Alex, nie chcę cię martwić, ale... Ty i tak tam trafisz.
- No dzięki. To ja ci się tu zwierzam, a ty mówisz mi coś takiego. No wiesz!
Foch. Foch forever.
Cooper odwrócił się od Toma i wycelował nos w sufit.
- Alex, no wieź nie bądź zły, ja tylko chciałem poprawić ci humor.
Chłopak skwitował wypowiedź przyjaciela prychnięciem.
Tom zaczął się śmiać, a po chwili wydusił:
- Zabrzmiałeś jak wkurzony kociak.
Alex obrócił się z powrotem w stronę przyjaciela i zmierzył go oceniającym wzrokiem. Tom był pewien, że kumplowi przeszła złość na niego, jednak gorzko się rozczarował, gdy usłyszał słowa Alexa.
- Ty za to wyglądasz jak świnia.
Chłopak, w stronę którego skierowane były te pomówienia, zapowietrzył się z wrażenia.
- Tak? A ty masz mózg wielkości tic taca.
Alex w odpowiedzi pokazał mu język. Tom otworzył buzię, by odpowiedzieć, ale przyjaciel uprzedził go.
- Może zamkniesz buzię? Nie wyglądasz zbyt mądrze, poza tym jeszcze ci mózg wypadnie i co będzie.
Alex westchnął teatralnie i złapał się za serce.
- Jakże mogłem uczynić ten błąd, proszę, wybacz mi zaraz to naprawię. Ty przecież nie posiadasz mózgu. Zamiast tego masz w głowie dwa chomiki grające w ping ponga.
Chłopak starał się zachować poważną minę, ale gdy zobaczy Toma z rozwartą buzią i oczami niczym pięciozłotówki, nie wytrzymał.
Zaczął się opętańczo śmiać. Bardzo starał się uspokoić, lecz niezbyt dobrze mu to wychodziło.
- Alex, nawet nie wiesz jakiego stracha mi napędziłeś.
- Tom, ty nie myślałeś, że na serio mogę się na ciebie obrazić?
Nastąpiła cisza, przerywana jedynie odgłosami za oknem.
- Myślałeś? O ja nie mogę!
- Dobra, dobra, możesz już przestać, mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż nabijanie się ze mnie,
- Przepraszam, po prostu wyglądałeś na tak bardzo zaskoczonego, nie mogłem się powstrzymać, wybacz mi
- Wybaczam i znaj mą łaskę.
- Okej, a teraz na poważnie: zgadzasz się z moim "planem"?
- Sądzę, że dobrym pomysłem jest poszperanie w rzeczach twoich rodziców.
Oboje wstali z łóżka w pokoju Alexa, na którym znajdowali się przez cały czas.
Skierowali się na parter, do sypialni państwa Cooper.
Alex zatrzymał się przed drzwiami, położył rękę na klamce i wziął głęboki oddech.
Wciąż miał w pamięci moment, kiedy wpadł w histerię podczas ostatniej wizyty w tym pokoju.
Poczuł na ramieniu rękę Toma. Odwrócił się w jego kierunku i zobaczył pokrzepiający uśmiech na twarzy przyjaciela.
Odwzajemnił uśmiech, po czym zebrał się w sobie i nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły, wydając przy tym głuchy jęk.
Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak samo jak podczas jego ostatniej wizyty w nim.
Przed oczami zobaczył sylwetki rodziców, ale zaraz odgonił od siebie ten obraz.
- Dobrze, ty zacznij szukać w tej szafce, a ja sprawdzę w następnej. Szukaj czegokolwiek, co rzuci ci się w oczy. Jeśli nic tu nie znajdziemy, sprawdzimy gabinet taty.
Wzięli się do pracy, która wbrew pozorom nie była łatwa.
Musieli przekopywać się przez sterty dokumentów, często mających po kilka lat.
Szukali, szukali i szukali, aż w końcu po dwóch godzinach Alex nie wytrzymał.
- Nie mogę! No nie mogę! W tych głupich papierzyskach nie ma nic ważnego!
Chłopak rzucił to, co miał w rękach i już miał wyjść z pokoju, ale Tom złapał go za rękę.
- Nie możesz się teraz poddać! Pamiętasz, po co to robimy?
Gdy Alex niechętnie kiwnął głową kontynuował:
- Więc wracaj do pracy. Jeśli nie znajdziemy czegoś tutaj, poszukamy gdzieś indziej, okej?
- Okej, okej. Po prostu męczy mnie fakt, że ja stoję w miejscu, a Chris nawet nie ma pojęcia o moim istnieniu.
- W końcu na coś trafimy, najwyraźniej wymaga to czasu, więc musimy znaleźć ten czas. A przede wszystkim musimy być cierpliwi.
- Rozumiem, to do roboty.
Alex z większym niż na początku zapałem zaczął przeglądać dokumenty.
Minęły kolejne dwie godziny, w ciągu których nie znaleźli absolutnie nic.
Alex nie załamywał się, choć nadzieja, że jednak coś znajdą malała z każdą chwilą.
- Chyba powinniśmy iść do gabinetu taty, może tam coś znajdziemy.
Wyszli z sypialni i poszli do pokoju znajdującego się naprzeciwko.
Tom otworzył drzwi i wszedł, a za nim wkroczył Alex.
- Okej, ja biorę na siebie tę półkę, a ty zajmij się biurkiem.
Mijały kolejne godziny, a Alex tak jak Tom, tracił nadzieję, że znajdą jakąkolwiek wskazówkę.
Tom chwilę wcześniej skończył sprawdzać biurko i zaczął pomagać Alex'owi.
- Teraz naprawdę mam dość i nie oszukuj mnie, wiem, że ty też.- Alex wstał z podłogi, która do tej pory służyła mu za kanapę i podszedł do biurka. Usiadł na fotelu i zaczął zastanawiać się, co zrobić.
- Tom?
- Tak?
- Skoro moi rodzice ukrywali przede mną fakt, że mam bliźniaka, sądzisz, że trzymaliby informacje o nim na widoku?
- Nie, ale przecież ty znalazłeś te papiery, z których dowiedziałeś się o Chrisie.
- No tak, to była podstawowa wersja aktu urodzenia. Nie było tam nic, poza imieniem i nazwiskiem Chrisa, danych biologicznych rodziców, no i oczywiście daty urodzenia. Ale ja znalazłem to czystym przypadkiem. Rodzice raczej nie pozwoliliby mi grzebać w ich rzeczach, nie?
- Chyba nie, ale do czego zmierzasz?
- Sądzę, że rodzice chcieli zataić przede mną istnienie brata na tak długo jak się da. Może myśleli, że jeśli ukryją dokumenty ja nigdy nie będę go szukać, a nawet jeśli to na pewno nie znajdę.
O Boże, jaki ja jestem głupi!
- Czemu?
- Kiedy byłem mały, tata opowiadał mi o skrytce, której według niego nikt nie znajdzie, mimo że będzie w oczywistym miejscu.
- Czyli?
- Biurko, Tom! Biurko!
- Przecież szukałem w biurku i nic nie znalazłem.
- Ale ty nie wiedziałeś, gdzie szukać.
- A ty wiesz?
- No przecież mówię.
Alex przysuną się do biurka, otworzył szufladę z samego dołu i wyciągnął z niej wszystkie dokumenty.
Chłopak podważył palcami dno szuflady,a ta na ich oczach odskoczyła, ukazując drugie dno.
- Twój tata jednak miał niezły pomyślunek.
- A jak myślisz, po kim to mam? Spójrz tu są jakieś dokumenty.
- I to chyba te, których tyle czasu szukaliśmy.
- Faktycznie. Christopher Andrew Cooper urodzony 7 maja o godzinie 22:37...
- Ty przecież urodziłeś się o 22:42, czyli 5 minut później...
Alex miał wilgotne oczy.
- Tom znaleźliśmy te papiery. Znaleźliśmy.
Uśmiech na jego twarzy wyrażał więcej, niż tysiąc słów.
_____________________________________________________________
Tak wiem, zawiodłam.
Rozdział miał pojawić się przynajmniej pół godziny temu, jak nie więcej.
Byłam troszkę zdezorientowana, a Wenek zwiewał, aż się kurzyło...
To marne wymówki, jak na tak karygodny czyn, którego się dopuściłam, więc pozwalam Wam.
Proszę, dobijcie mnie, zasłużyłam.
Zróbcie to szybko, zanim poniedziałek zdąży.
W końcu dwa tygodnie bez szkoły, roztapiają mózg, jak słońce śnieg za oknem ^^
Kończę i błagam, błagam *szlocha z rozpaczy* jeśli czytacie, skomentujcie, Wen głoduje już tydzień.
Wspierajcie akcję; Nakarm Wencia, zostaw komcia. :***
Do napisania. :)